Ważna notka pod rozdziałem, proszę, przeczytaj :)
~ POV Justin ~
Znacie takie sformułowanie "chcieć, ale nie móc"? Tak, wiem. Dziwne, ale taka jest niestety prawda. Chcąc nie chcąc coś przyciąga mnie do Daphne, ale wiem.. że nie może.
Tamtego wieczoru poniosło mnie, bardzo. To co zrobiłem było złe i ja doskonale o tym wiem, ale chciałbym żeby Daph wiedziała jak jest dla mnie ważna. Moim zadaniem jest pilnować jej i zadbać o jej bezpieczeństwo, a nie podrywać.. jeśli można to tak nazwać. Kilka dni po tym zdarzeniu poszedłem ją odwiedzić, może przeprosić i wyjaśnić wszystko, prawie wszystko.
Podszedłem do drzwi po czym zapukałem do nich. Nie musiałem długo czekać, drzwi otworzyły się, a w progu stanęłam Daphne z niechlujnie ułożonymi włosami, delikatnym makijażem na twarzy i przede wszystkim uśmiechem.
- Wejdź. - skinęła na mnie ręką zapraszając mnie do środka domu.
Wszedłem powoli do środka i pokierowałem się za brunetką do kuchni.
- Napijesz się kawy? - spytała wstawiając wodę w czajniku.
- Yep. - zaśmiałem się po czym sięgnąłem do kieszeni swoich spodni wyciągając z nich dwa kolorowe bilety. - Może to głupie pytanie, ale masz ochotę przejść się do wesołego miasteczka?
Dziewczyna odwróciła się przodem do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. - Tak! - zaklaskała w ręce niczym mała beztroska dziewczynka.
Odstawiła na stół dwa kubki z kawą i usiadła naprzeciwko mnie.
- Nie było cię.. - zaczęła. - Wczoraj, przedwczoraj.
- Po prostu nie było okazji, żebym cię odwiedzał. - upiłem łyk gorącego napoju.
- Wiesz, że możesz mnie odwiedzać bez okazji prawda? - posłała mi milutki uśmiech, na co jedynie skinąłem głową.
- O której mogę po ciebie przyjechać? - skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej opierając się o oparcie krzesła,na którym siedziałem.
- Myślę, że już o 16:00 będę gotowa. - wzruszyła ramionami.
~ POV Daphne ~
Pewnie pomyślicie, że każdy normalny człowiek w moim wieku, studiujący prawo i społeczeństwo wyśmiałby pomysł pójścia do wesołego miasteczka, ale cóż, jestem inna. Takie miejsca wywołują we mnie wspomnienia z czasów dzieciństwa, a podobno nikt nigdy nie przestaje być dzieckiem.
Kiedy tylko Justin opuścił mój dom zaczęłam się powoli szykować.
Wchodząc do swojej sypialni zrzuciłam z siebie ciuchy i podeszłam do szafy w celi poszukaniu innych. Wybrałam luźną koszulkę z napisem "Today Is A Good Day", szorty i jeansową, krótką kurteczkę. Ubrałam się w naszykowany wcześniej strój i poprawiłam swój makijaż. Na stopy wciągnęłam czarne, zwykłe trampki i zbiegłam po schodach na dół do kuchni. Do swojej torebki spakowałam telefon, portfel z pieniędzmi i butelkę wody. Po czym usiadłam przy oknie i wypatrywałam samochodu Justina, jednak ten mimo godziny 16:15 nie przyjeżdżał. Zapomniał? To chyba nie w jego stylu, poza tym może sami zauważyliście, że on mnie "lubi". Wiem to i muszę przyznać trochę dziwnie się z tym czuję, ale to jednak bardzo miły chłopak wiec nie mam na co narzekać. Z mojego zamyślenia wyrwało mnie pukanie do okna. Podskoczyłam ze strachu i wyjrzałem przez nie by zobaczyć rozbawionego Justina. Mogę się założyć, że rozśmieszyła go moja reakcja. Potrząsałam głową śmiejąc się pod nosem po czym udałam się do wyjścia i opuściłam swój dom.
- Hej. - rzuciłam podchodząc do szatyna.
- Cześć, jedziemy. - przepchnął mnie w stronę swojego samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera i zapięłam pas bezpieczeństwa. Justin zrobił dokładnie to samo po czym przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechał.
- Czemu zaproponowałeś ten wypad do wesołego miasteczka właśnie mi? - spytałam zerkając na chłopaka.
- A czemu nie? - wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem, po prostu czuję się tak jakby wyróżniona. - zachichotałam.
- Wziąłem ciebie, bo jesteś moją.. - zatrzymał się w połowie zdania i przełknął ślinę.
- Twoją? - spojrzałam na niego unosząc brwi.
- Traktuję cie jak przyjaciółkę, po prostu. - odpowiedziała bardziej skupiony na drodze niż na swojej wypowiedzi.
Po kilku minutach absolutnej ciszy zaczęłam zauważać setki rozbawionych dzieci z rodzicami, wielobarwne baloniki, a z nie daleka dobiegała głośna wesoła muzyka. To mogło oznaczać tylko jedno..
- Jesteśmy na miejscy. - uśmiechnął się Justin parkując samochód na poboczu. Wysiadłam z niego i nie czekając na chłopaka ruszyłam w kierunku setek, setek kolorowych zabawek. Odwróciłam się na chwilę by zobaczyć idącego za sobą szatyna, na którego twarzy gościł uśmiech od ucha do ucha. Idąc odwrócona do tyłu nagle poczułam za sobą czyjąś sylwetkę.
- Przepraszam, strasznie przepraszam. - zasłoniłam usta dłonią odwracając się przodem do osoby, na którą własnie wpadłam. Rozszerzyłam szeroko źrenice gdy zobaczyłam przed sobą dość wysoką postać, w wielkich butach, pasiastym ubranku i tęczowej czuprynie na głowie. Wybuchnęłam śmiechem widząc zakłopotaną minę klauna.
- Nie szkodzi. - uśmiechnął się do mnie wesoło. - Balonika? - wysunął do mnie wielki pęk kolorowych balonów.
Zachichotałam. - Z miłą chęcią. - wyciągnęłam dłoń odplątując żółty balonik.
- Weź fioletowy. - usłyszałam za sobą głos Justina.
Skinęłam i odplątałam fioletowy.
- Dzięki. - rzuciłam do uśmiechniętego klauna, który zapewne nawet tego nie usłyszał gdyż "napadła" na niego grupka dzieci. - Czemu akurat fioletowy? - spytałam Justina.
- Uwielbiam ten kolor. - wzruszył ramionami.
Skinęłam. - Chodź. - złapałam szatyna za rękę i pociągnęłam w kierunku mężczyzny robiącego watę cukrową. - Dwie truskawkowe, poproszę. - uśmiechnęłam się, po czym sięgnęłam do torebki po mój portfel.
- Ja zapłacę. - moją dłoń powstrzymał Justin i sam wyciągnął odpowiednia ilość pieniędzy ku sprzedawcy, który po chwili wręczył mi i chłopakowi różowe waty cukrowe na patyku.
Chodziliśmy po całym wesołym miasteczku grając w nieliczne gry i biorąc udział w wielu ciekawych konkursach. Na prawdę świetnie się bawiłam, do tego stopnia, że aż nie zauważyłam kiedy zrobiło się całkiem ciemno. Może dlatego, że całe miasteczko momentalnie rozbłysło różnego rodzaju światłami.
- Co jeszcze chciałabyś zrobić? - spytał Justin siadając na ławce. Zajęłam miejsce obok niego, a pomiędzy nami usadziłam misia, którego Justin wygrał rzekomo dla mnie w jednej z gier.
- Wiesz.. - westchnęłam. - Zawsze chciałam przejechać się tą ogromną kolejką, ale niestety mój wzrost nigdy mi na to nie pozwalała. - jak wiadomo aby wsiąść do takiej kolejki trzeba mieć dokładnie 160 cm. wzrostu. Ja całe dzieciństwo miałam mniej, zawsze byłam najniższa w klasie, ale teraz trochę mi się urosło i jestem przekonana, że w końcu przekroczyłam to feralne 160 cm.
- Okej, chodźmy. - złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku kolejki.
- Musimy panią zmierzyć. - usłyszałam gdy tylko dobiegliśmy na miejsce. Spokojnie podeszłam do miary i wyprostowałam się czekając na pomiar wzrostu.
- W porządku, 165 cm. - uśmiechnął się mężczyzna obsługujący "zabawkę". - Życzę miłych wrażeń. - dodał zapraszając mnie i Justina do wagonika. Chłopak wręczył mu dwa żetony i zajął miejsce obok mnie.
- A ciebie dlaczego nie mierzą? - zrobiłam smutną minę co rozbawiło szatyna.
- Daph, chyba widać, że mam trochę więcej niż 160 cm. co nie? - zaśmiał się na co jedynie wywróciłam oczami. Niby fakt, był ode mnie wyższy o głowę więc cóż.. najważniejsze jest to, że ja w końcu mogę jechać.
Gdy tylko kolejka ruszyła musze przyznać, że ogarnął mnie lekki strach, a już po chwili czułam zimny powiew wiatru na swojej twarzy. Zaśmiałam się i przysunęłam do Justina po czym owinęłam ręce wokół jego ramiona i wtuliłam się w nie.
- Boisz się? - zaśmiał się chłopak.
- Pff, nie. - rzuciłam. - Zimno mi.
Justin przyciągnął mnie bliżej siebie i osłonił własnym ciałem. Zamknęłam oczy i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Lubię cię Justinku. - zachichotałem.
- A ja ciebie przestane lubić jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz. - roześmiał się Justin mrużąc oczy.
Jazda minęła nam bardzo szybko i przyjemnie, wychodząc z wagonika zauważyłam jak ciemno jest dookoła. Spojrzałam na swój zegarek, który wskazywał godzinę 23:15.
- Juss, odwieziesz mnie do domu? Jestem zmęczona. - przetarłam oczy.
- Jasne księżniczko. - chłopak chwycił mnie za rękę i poprowadził do swojego samochodu..
_____________________________________________________
Cześć skarby wy moje ♥
Chciałabym przede wszystkim podziękować wam za tę cierpliwość, bo wiem jak ciężko czeka się na rozdziały na blogu, który się czyta. Teraz rozdział będzie dodawany jeden w miesiącu, wiem, że to mniej niż dodawałam na początku, ale mam bardzo dużo spraw na głowie, no i to moje "natchnienie".. szkoda zbędnego gadania.
Chciałabym także poprosić o zostawianie po sobie komentarza, to dla mnie bardzo ważne i bardzo podnosi mnie na duchu. Dzięki temu, że kilka osób prosiła mnie o nowe rozdziały nawet na tt udało mi się to napisać, więc.. Dziekije ;**
Odstawiła na stół dwa kubki z kawą i usiadła naprzeciwko mnie.
- Nie było cię.. - zaczęła. - Wczoraj, przedwczoraj.
- Po prostu nie było okazji, żebym cię odwiedzał. - upiłem łyk gorącego napoju.
- Wiesz, że możesz mnie odwiedzać bez okazji prawda? - posłała mi milutki uśmiech, na co jedynie skinąłem głową.
- O której mogę po ciebie przyjechać? - skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej opierając się o oparcie krzesła,na którym siedziałem.
- Myślę, że już o 16:00 będę gotowa. - wzruszyła ramionami.
~ POV Daphne ~
Pewnie pomyślicie, że każdy normalny człowiek w moim wieku, studiujący prawo i społeczeństwo wyśmiałby pomysł pójścia do wesołego miasteczka, ale cóż, jestem inna. Takie miejsca wywołują we mnie wspomnienia z czasów dzieciństwa, a podobno nikt nigdy nie przestaje być dzieckiem.
Kiedy tylko Justin opuścił mój dom zaczęłam się powoli szykować.
Wchodząc do swojej sypialni zrzuciłam z siebie ciuchy i podeszłam do szafy w celi poszukaniu innych. Wybrałam luźną koszulkę z napisem "Today Is A Good Day", szorty i jeansową, krótką kurteczkę. Ubrałam się w naszykowany wcześniej strój i poprawiłam swój makijaż. Na stopy wciągnęłam czarne, zwykłe trampki i zbiegłam po schodach na dół do kuchni. Do swojej torebki spakowałam telefon, portfel z pieniędzmi i butelkę wody. Po czym usiadłam przy oknie i wypatrywałam samochodu Justina, jednak ten mimo godziny 16:15 nie przyjeżdżał. Zapomniał? To chyba nie w jego stylu, poza tym może sami zauważyliście, że on mnie "lubi". Wiem to i muszę przyznać trochę dziwnie się z tym czuję, ale to jednak bardzo miły chłopak wiec nie mam na co narzekać. Z mojego zamyślenia wyrwało mnie pukanie do okna. Podskoczyłam ze strachu i wyjrzałem przez nie by zobaczyć rozbawionego Justina. Mogę się założyć, że rozśmieszyła go moja reakcja. Potrząsałam głową śmiejąc się pod nosem po czym udałam się do wyjścia i opuściłam swój dom.
- Hej. - rzuciłam podchodząc do szatyna.
- Cześć, jedziemy. - przepchnął mnie w stronę swojego samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera i zapięłam pas bezpieczeństwa. Justin zrobił dokładnie to samo po czym przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechał.
- Czemu zaproponowałeś ten wypad do wesołego miasteczka właśnie mi? - spytałam zerkając na chłopaka.
- A czemu nie? - wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem, po prostu czuję się tak jakby wyróżniona. - zachichotałam.
- Wziąłem ciebie, bo jesteś moją.. - zatrzymał się w połowie zdania i przełknął ślinę.
- Twoją? - spojrzałam na niego unosząc brwi.
- Traktuję cie jak przyjaciółkę, po prostu. - odpowiedziała bardziej skupiony na drodze niż na swojej wypowiedzi.
Po kilku minutach absolutnej ciszy zaczęłam zauważać setki rozbawionych dzieci z rodzicami, wielobarwne baloniki, a z nie daleka dobiegała głośna wesoła muzyka. To mogło oznaczać tylko jedno..
- Jesteśmy na miejscy. - uśmiechnął się Justin parkując samochód na poboczu. Wysiadłam z niego i nie czekając na chłopaka ruszyłam w kierunku setek, setek kolorowych zabawek. Odwróciłam się na chwilę by zobaczyć idącego za sobą szatyna, na którego twarzy gościł uśmiech od ucha do ucha. Idąc odwrócona do tyłu nagle poczułam za sobą czyjąś sylwetkę.
- Przepraszam, strasznie przepraszam. - zasłoniłam usta dłonią odwracając się przodem do osoby, na którą własnie wpadłam. Rozszerzyłam szeroko źrenice gdy zobaczyłam przed sobą dość wysoką postać, w wielkich butach, pasiastym ubranku i tęczowej czuprynie na głowie. Wybuchnęłam śmiechem widząc zakłopotaną minę klauna.
- Nie szkodzi. - uśmiechnął się do mnie wesoło. - Balonika? - wysunął do mnie wielki pęk kolorowych balonów.
Zachichotałam. - Z miłą chęcią. - wyciągnęłam dłoń odplątując żółty balonik.
- Weź fioletowy. - usłyszałam za sobą głos Justina.
Skinęłam i odplątałam fioletowy.
- Dzięki. - rzuciłam do uśmiechniętego klauna, który zapewne nawet tego nie usłyszał gdyż "napadła" na niego grupka dzieci. - Czemu akurat fioletowy? - spytałam Justina.
- Uwielbiam ten kolor. - wzruszył ramionami.
Skinęłam. - Chodź. - złapałam szatyna za rękę i pociągnęłam w kierunku mężczyzny robiącego watę cukrową. - Dwie truskawkowe, poproszę. - uśmiechnęłam się, po czym sięgnęłam do torebki po mój portfel.
- Ja zapłacę. - moją dłoń powstrzymał Justin i sam wyciągnął odpowiednia ilość pieniędzy ku sprzedawcy, który po chwili wręczył mi i chłopakowi różowe waty cukrowe na patyku.
Chodziliśmy po całym wesołym miasteczku grając w nieliczne gry i biorąc udział w wielu ciekawych konkursach. Na prawdę świetnie się bawiłam, do tego stopnia, że aż nie zauważyłam kiedy zrobiło się całkiem ciemno. Może dlatego, że całe miasteczko momentalnie rozbłysło różnego rodzaju światłami.
- Co jeszcze chciałabyś zrobić? - spytał Justin siadając na ławce. Zajęłam miejsce obok niego, a pomiędzy nami usadziłam misia, którego Justin wygrał rzekomo dla mnie w jednej z gier.
- Wiesz.. - westchnęłam. - Zawsze chciałam przejechać się tą ogromną kolejką, ale niestety mój wzrost nigdy mi na to nie pozwalała. - jak wiadomo aby wsiąść do takiej kolejki trzeba mieć dokładnie 160 cm. wzrostu. Ja całe dzieciństwo miałam mniej, zawsze byłam najniższa w klasie, ale teraz trochę mi się urosło i jestem przekonana, że w końcu przekroczyłam to feralne 160 cm.
- Okej, chodźmy. - złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku kolejki.
- Musimy panią zmierzyć. - usłyszałam gdy tylko dobiegliśmy na miejsce. Spokojnie podeszłam do miary i wyprostowałam się czekając na pomiar wzrostu.
- W porządku, 165 cm. - uśmiechnął się mężczyzna obsługujący "zabawkę". - Życzę miłych wrażeń. - dodał zapraszając mnie i Justina do wagonika. Chłopak wręczył mu dwa żetony i zajął miejsce obok mnie.
- A ciebie dlaczego nie mierzą? - zrobiłam smutną minę co rozbawiło szatyna.
- Daph, chyba widać, że mam trochę więcej niż 160 cm. co nie? - zaśmiał się na co jedynie wywróciłam oczami. Niby fakt, był ode mnie wyższy o głowę więc cóż.. najważniejsze jest to, że ja w końcu mogę jechać.
Gdy tylko kolejka ruszyła musze przyznać, że ogarnął mnie lekki strach, a już po chwili czułam zimny powiew wiatru na swojej twarzy. Zaśmiałam się i przysunęłam do Justina po czym owinęłam ręce wokół jego ramiona i wtuliłam się w nie.
- Boisz się? - zaśmiał się chłopak.
- Pff, nie. - rzuciłam. - Zimno mi.
Justin przyciągnął mnie bliżej siebie i osłonił własnym ciałem. Zamknęłam oczy i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Lubię cię Justinku. - zachichotałem.
- A ja ciebie przestane lubić jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz. - roześmiał się Justin mrużąc oczy.
Jazda minęła nam bardzo szybko i przyjemnie, wychodząc z wagonika zauważyłam jak ciemno jest dookoła. Spojrzałam na swój zegarek, który wskazywał godzinę 23:15.
- Juss, odwieziesz mnie do domu? Jestem zmęczona. - przetarłam oczy.
- Jasne księżniczko. - chłopak chwycił mnie za rękę i poprowadził do swojego samochodu..
_____________________________________________________
Cześć skarby wy moje ♥
Chciałabym przede wszystkim podziękować wam za tę cierpliwość, bo wiem jak ciężko czeka się na rozdziały na blogu, który się czyta. Teraz rozdział będzie dodawany jeden w miesiącu, wiem, że to mniej niż dodawałam na początku, ale mam bardzo dużo spraw na głowie, no i to moje "natchnienie".. szkoda zbędnego gadania.
Chciałabym także poprosić o zostawianie po sobie komentarza, to dla mnie bardzo ważne i bardzo podnosi mnie na duchu. Dzięki temu, że kilka osób prosiła mnie o nowe rozdziały nawet na tt udało mi się to napisać, więc.. Dziekije ;**
Cieszę się, że dodałaś nowy rozdział właśnie w weekend bo to własnie wtedy mam najwięcej czasu i mogę komentować to co dodajesz c:. Nawet nie wiesz jak tęskniłam za czytaniem tego fanfiction, nigdy więcej nie rób nam takiej przerwy. Rozdział jest wspaniały, naprawdę czytając go miałam banana na twarzy. To właśnie sprawia, że tak bardzo lubie twojego bloga. Pozdrawiam i czekam na nexta @Skysscrapperr
OdpowiedzUsuńCześć zostałaś nominowana do LIEBSTER BLOG AWARD więcej u mnie : http://justin-bieber-moja-inspiracja.blogspot.com
OdpowiedzUsuńps. Zarąbisty blog!
Nieważne, że długo nie było ważne, że jest <3
OdpowiedzUsuńKiedy nn
OdpowiedzUsuń