czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 4

Justin spędził u mnie całą noc. Rozmawialiśmy chyba na każdy możliwy temat. Ten chłopak był bardzo podobny do mnie. To pewnie dlatego było mi tak łatwo się z nim zaprzyjaźnić. Zawsze byłam przeciwna przyjaźniom damsko-męskim, ale to było coś zupełnie innego.  Przy nim była w stu procentach sobą, nie musiałam nikogo udawać. Dziwiło mnie jednak to, że Justin był facetem, a rozumiała moje kobiece problemy.
- Która godzina ? – oczy już mi się kleiły i ziewałam kilka razy na minutę.
Justin spojrzał na swój zegarek i uśmiechnął się lekko – Nie uwierzyłabyś, ale jest już piąta rano.
- Jedyne na co mam teraz ochotę to gorąca kąpiel i smaczny sen. – wyciągałam się.
- To ja już pójdę w takim razie, zająłem Ci całą noc. – Justin podniósł się i próbował wstać i sofy.
- Nie, nie idź ! – chwyciłam go za koszulkę i próbowała zatrzymać. Chciałam jednak złapać te słowa by do niego nie dotarły. Zasłoniłam dłonią usta i skuliłam głowę. – Przepraszam.
- W porządku. – nachylił się nade mną i wyglądało jakby chciał pocałować mnie, ale tego nie zrobił. Jedynie przyłożył wargi do mojej głowy i  to wszystko. Następnie odsunął i wyszedł z domu.
Dotknęłam miejsca, w którym poczułam jego usta i uśmiechnęłam się od siebie. Po chwili wstałam i powędrowałam do łazienki. Nalałam gorącej wody do wanny i dolałam bąbelków. ściągnęłam z siebie ubrania i weszłam do wody. Postanowiłam trochę poleniuchować i wypocząć. Ułożyłam się wygodnie i próbowałam odprężyć. Jednak mój relaks nie trwał długo, dostałam sms’a od ... od osoby, która mnie totalnie tym zaskoczyła.
             Od Liam : Spotkajmy się w kawiarni ‘Honey’.
To był dla mnie duży szok. Niespodziewanie ze mną zrywa, a teraz chce się spotkać. Jednak bez zastanowienia wyskoczyłam z wanny i pobiegłam się ubrać. Zajęło to nie mało czasu, ale chyba było warto. Wyszłam przed dom i oczywiście za bramą wpadłam na Justina.
- Miałaś spać. – oznajmił jakby wiedział co i kiedy miałam robić.
- Ale nie śpię. Wybacz Justin śpieszę się. – próbowałam go wyminąć, ale ciągle stawał mi na drodze.
- Nie idź.
- Justin ! – krzyknęła, a ten odsunął się i przepuścił mnie.
Wbiegłam do pierwszej napotkanej taxówki i pojechałam do centrum.
Przez dużą szklaną szybę w kawiarni zobaczyłam siedzącego przy stole Liama. Poprawiałam na sobie ubrania i zdenerwowana weszłam do środka. Liam wstał na mój widok i podszedł bliżej.
- Cześć. – dotknął mojej dłoni., którą natychmiast mu wyrwałam.
- Stać cię jedynie na marne ‘Cześć’ ? – założyłam ręce na piersi i spojrzała na niego marszcząc brwi.
Liam roześmiał się i rozejrzał dookoła. – Myślałaś, że czemu chciałem się z tobą spotkać ?
Zdziwiło mnie to trochę. Nie wiedziałam o co chodzi. Liczyłam na coś w stylu przeprosin, a tu takie dziwne teksty. Po chwili stania w zupełnej ciszy podeszła do niego młoda dziewczyna.
- To jest Rose. Moja nowa dziewczyna. – spojrzał na nią jak na jakąś boginię. – Chciałbym żebyś oddała jej klucze do naszego wspólnego mieszkania. 
Po prostu mnie zamurowało – Że co ? Tak się składa, że gdyby nie fakt, że za nie zapłaciłam nie mielibyśmy wspólnego mieszkanie, które tak teoretycznie jest moje !
- Lubisz się ze mną drażnić ? – zachichotał Liam. – Umówmy się, że ja ci spłacę to głupie mieszkanie, a ty ładnie oddasz klucze Rose.
Spojrzała na te dziewczynę wzrokiem mordercy. Miałam jej za złe, że odbiła mi tak fantastycznego chłopaka. Niemal rzuciłam w nią kluczami i wybiegłam z kawiarni. Przeszłam przez pasy i czekałam na jakąś Taxi, ale  żadna nie przyjeżdżała. Po sekundzie zauważyłam zatrzymujący się samochód, od razu go poznałam, to był Justin. Podeszłam do auta i przez otwartą szybę zobaczyłam Justina.
- Mówiłem żebyś nie szła. – powiedział z bardzo ironicznym wyrazem twarzy. – Wskakuj  !
Otworzyłam drzwi i weszłam do auta. Ułożyłam fotel w pozycji pół leżącej i wpatrywała się w niebo przez otwarty szyberdach. Po chwili spojrzała na Justina :
- Nie mówiłam ci gdzie idę, więc skąd … - zastanawiało mnie to bardziej niż wszystkie inne rzeczy, które się przy nim zdarzył.
- Śledziłeś mnie ? – zaczęła go podejrzewać o to, że zwyczajnie za mną łazi. To by tłumaczyło to, że mieszka naprzeciwko, pojawia się kiedy jest mi potrzebny i wie o mnie bardzo dużo.
- Nie skąd ! – wypierał się Justin.
Ciężko było mi w to uwierzyć, ale nie chciałam doprowadzić do kłótni.
- Śledzenie kogoś bez aparatu jest karalne, ale jeśli masz aparat to wszystko w porządku.
Justin wyciągnął rękę na tylnie siedzenie i z bagażowej torby wyciągnął aparat fotograficzny. Spojrzał na mnie, a ja na niego, oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Pojechaliśmy na Madison Squer i Justin wysadził mnie pod domem.
- Tylko następnym razem uprzeć mnie, że będę śledzona. – uśmiechnęłam się do chłopaka. Nie byłam ani trochę zła za to, że za mną pojechał. Ten fakt mnie bawił. Tylko poprawił mi humor, z resztą jak zawsze. Jak on to robił ? Chyba nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.




sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 3

- Już myślałam, że nie zdążysz. – szeptała do mnie Roxy na pierwszych zajęciach.
- Ja zawsze jestem. – usiadłam wygodnie na swoim miejscu i starałam się skupić na tym co mówił profesor.
Studiowałam prawo co było naprawdę trudnym kierunkiem. W stu procentach wolałabym studiować fotografię. Zawsze chciałam być fotografem, ale sprawy potoczyły się w trochę innym kierunku.  Ogólnie to prawo było wyborem moich rodziców, a nie moim. No, ale córeczka tatusia nigdy mu nie odmawiała. Głupia ja ! Jednak nie mogłam narzekać na tą uczelnię. Była idealnie urządzona, znajdowało się tam wszystko co mogłoby się przydać  młodemu adwokatowi. I oczywiście towarzystwo – bardzo wymowne i wykształcone. Początkowo bałam się, że nie dam rady, ale wszystko jest możliwe.
Jak każdego dnia, w którym odbywały się zajęcia po ich skończeniu wyszłyśmy z Roxy na miasto do baru coś zjeść. Jestem wegetarianką, więc nie mogłam sobie na zbyt wiele pozwolić, ale za to Roxy zajadała za nas obie. Ha, ha ! Dziwne, ona jest chuda jak patyczek.
- Daphne, opowiadaj jak było na rocznicy z Liamem. – och ta kochana Roxy czasami powinna ugryźć się w język, no ale cóż nie miała o niczym pojęcia.
Odwróciłam głowę w stronę okna udając całkiem nieobecną.
- Hallo, tu ziemia. – wymachiwała rękoma przed moimi oczami.
- Ja i Liam to przeszłość. – obniżyłam głos by nie było słuchać jak bardzo jest mi żal.
- Ale jeszcze kilka dni temu …
- Przeszłość ! Nic nie jest wieczne. – niegrzecznie przerwałam, a na dodatek nawrzeszczałam na Roxy, która nie chciała źle. Była moją najlepszą przyjaciółką, więc przejmowała się moim życiem tak jak i ja jej.
- Może wyskoczymy wieczorem do klubu ? Tak na złagodzenie bólu. – uśmiechnęła się Roxy unosząc delikatnie moją twarz do góry.
- Okej, to widzimy się wieczorem. – odeszłam od stolika i wyszłam z baru udając się w kierunku stacji metra, którą dostawała się do domu.
Ledwie zdążyłam odłożyć torbę na miejsca, ja już ktoś dzwonił do moich drzwi. Przewróciłam oczami i poszłam leniwie otworzyć. Przez obiektyw zobaczyłam Justina. Znowu czegoś zapomniałam ? – to było mało prawdopodobne, ale jednak wszystko możliwe.
- Masz plany na wieczór ? – bez najmniejszego „cześć” Justin wyskoczył z takim pomysłem.
Jestem szczera do bólu, więc czemu miałabym owijać w bawełnę. – Tak, mam.
- Daphne proszę nie wychodź. – prosił składając ręce.
Wydało mi się to śmieszne. Nie miałam dziesięciu lat i czasami chciałam się zabawić. A on próbował mnie zatrzymać.
- Chyba żartujesz ! – roześmiałam się.
Justin niespodziewanie zbliżył się do mnie zamykając drzwi od mieszkania i przechodząc do dalszej części domu. Co to kurde było ? On myślał, że mnie powstrzyma – śmieszne.
- Przepraszam Cię bardzo co ty robisz ? – mój głos zabrzmiał nieco oschle i nieprzyjemnie, ale to zachowanie było żałosne.
- Nie idź. Odwołaj to, przecież nic się nie stanie jak raz nie pójdziesz na zabawę – próbował powstrzymać mnie przed wyjściem, co w końcu mu się udało. Nie chciałam się z nim kłócić, więc co mi zależało. To tylko jedno wyjście. Od razu powiadomiłam Roxy, która nie była zadowolona z mojej decyzji. O ile się nie mylę to wtedy pierwszy raz ją okłamałam mówiąc, że coś bardzo ważnego mi wypadło.
- Więc, słucham propozycji. – skoro już zostałam „uziemiona” to chociaż żeby nie wyszło, że będziemy siedzieć i patrzeć w sufit.
Justin wzruszył ramionami. Wyglądał na to, że nie ma pojęcia jak spędzić ten wieczór.
- Czyli chciałeś mnie zatrzymać, żebym się ponudziła ? – położyłam ręce na biodrach.
- Nie, siadaj, ja coś przygotuję. – zachowywał się dziwnie, ale podobało mi się to. Bez wahania wszedł do kuchni, a ja miałam definitywny zakaz zaglądania tam. Siedziałam na kanapie czekając jak na nic. Zerkałam na zegarek, którego wskazówki stały w miejscy. Oparłam głowę o poduszkę i czekałam dalej. Nawet nie wiem, w którym momencie, ale zasnęłam. Gdy się obudziłam było już całkiem ciemno. Minęła dobra godzina, odwróciłam się w stronę wejścia do kuchni. Justin stał oparty o ścianę i patrzyła na mnie :
- Obudziłaś się królewno, to zapraszam. – dygnął delikatnie zapraszając mnie do kuchni.
Wstałam i wolno zbliżając się do Justina zerkałam na światło dobiegające z kuchennego stołu. Podchodząc bliżej zobaczyłam coś pięknego. Spojrzałam na Justina, który totalnie mnie oczarował. Przygotował piękne potrawy, świece i cudowną zastawę.
- To dla mnie ? – zaparło mi dech. Przez te dwadzieścia lat mojego życia nie dostałam czegoś takiego.
- A myślisz, że dla kogo ? – uśmiechnął się Justin odsuwając krzesło i prosząc mnie bym usiadła.
To co leżało na talerzach to nie jedzenie, to było dzieło sztuki. Aż szkoda było jeść, ale odważyłam się i … smak przewyższał moje oczekiwania.
- Jejku, świetnie gotujesz jak na faceta. – zachichotałam.
- Nie zachwalajmy tak tego. To tylko kolacja, nie wystawa, którą się ogląda.
Nie mogłam nadal w to uwierzyć. Kto wie, czy na imprezie z Roxy czułabym się tak samo dobrze. Towarzystwo Justina było jak towarzystwo bardzo bliskiej osoby.
Po skończonej kolacji, najedzeni do syta usialiśmy na kanapie.
- Przeczuwam, że chyba się z tobą zaprzyjaźnię. – oparłam głowę o jego bark i uśmiechnęłam się.
- To mamy podobne odczucia. – skomentował.
Włączyłam telewizor. Skakałam z kanału na kanał, ale jak zawsze nie mogłam się zdecydować. W pewnym momencie trafiłam na wiadomości.
- ‘W najbardziej bardziej obleganym klubie dyskotekowym dzisiejszego wieczoru pojawił się człowiek psychiczny. Miał ze sobą broń i strzelając gdzie podpadnie zranił wielu uczestników zabawy …’ – no to co usłyszałam nogi zrobiły mi się jak z waty. Przecież ja mogłam tam być ! To byłby koniec. Spojrzałam przestraszona na Justina, który przyjął tą informację bardzo spokojnie. Wtedy coś wpadło mi do głowy :
- Uchroniłeś mnie przed tym zatrzymując mnie w domu. Jak ty to … ? – byłam na maksa zdziwiona.
Justin spojrzał na mnie z zakłopotanym wyrazem twarzy. Przełknął ślinę i nic nie powiedział.
Sięgnęłam po pilota, by wyłączyć telewizor jak najszybciej.
- Dobra, nie ważne. Nie poszłam, nic się nie stało, ja nie narzekam. – zachichotałam.
- To ja tym bardziej nie. – Justin przeczesałam moje włosy i wpatrywał się w moje oczy.




sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 2

Mimo tego, że Justin lekko ukoił mój ból to nic nie trwa wiecznie. Nie mogłam oczekiwać od niego nie wiadomo czego, jednak mimo wszystko to był niemal mi obcy mężczyzna.
Obudziłam się nie w humorze. W lusterku mogłoby się zdawać, że to zupełnie inna kobieta, ja sama nie dowierzałam, że to ja. Taka blada, napuchnięta i worki pod oczami. To pewnie od płakania. Nie zmrużyłam w nocy oka. Wzięła się za porządki w swoim telefonie. Usunęłam dosłownie wszystkie nasze wspólne zdjęcia, moje i Liama. Co do jednego sms’a, każde połączenie i wszystko co tylko przypominało mi o nim. Starałam się uświadomić samej sobie, że to koniec. Jednak w głębi serca nadal go kochałam. Prawdę mówiąc byłabym w stanie mu to wybaczyć, najważniejsze było to by do mnie wrócił. Liam to moja wielka miłość od początku studiów, gdy tylko zaczęliśmy się spotykać byłam jak w niebo wzięta. Te wszystkie wspólne wycieczki, te noce spędzone razem, każdy moment z Liamem to był jak fragment pięknej baśni.  Stop ! Nie mogłam dopuszczać do siebie takich myśli.
To już koniec! Daphne, to koniec ! - próbowałam za wszelką cenę to sobie wpoić. Jednakże to wcale nie było takie proste.
Usiadłam na brzegu wanny i rozpłakałam się. Wysmarkiwałam nos w chusteczki, których po chwili zaczęło mi brakować. Podniosłam się by wyciągnąć z górnej szafki kolejną paczkę. Jednak zamiast na chusteczki natchnęłam się paczkę żyletek na zmianę. Podniosłam głowę i spojrzałam w lustro.
- I tak nie mam już po co żyć. – powiedziałam do swojego odbicia i wysunęłam z opakowania jedną żyletkę. Westchnęłam głęboko i zamoczyłam rękę pod lodowatą wodą. Przyłożyłam żyletkę do nadgarstka i głośno oddychając już chciałam jednym szybkim ruchem zadać sama sobie rany gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, który wybudził mnie z tego dziwnego transu. Szybko rzuciłam żyletkę w kąt łazienki, zabrałam włosy w luźny kok i pobiegłam otworzyć. Przed drzwiami stał Justin, uśmiechnięty i zadowolony. Przetarłam oczy, ale nie udało mi się ukryć przed nim, że płakałam.
- Cześć Daphne ! Zostawiłaś coś wczoraj w moim samochodzie. – uśmiechnął się podając mi torebkę. Nawet nie zauważyłam, że jej nie ma. Wzięła od niego torbę i powiesiłam na wieszaku, następnie dałam krok za drzwi i rozejrzałam się, nigdzie nie widziałam auta Justina :
- Jesteś pieszo ? – zdziwiłam się strasznie. Nowy York to nie jest małe miasto, co prawda mieszkałam w małej, spokojnej dzielnica, ale to nie zmienia faktu, że żyjemy w Nowym Yorku.
- Tak, mieszkam nie daleko. – wskazał podajże czwarty budynek za moimi sąsiadami po drugiej stronie ulicy. Fakt, że ktoś tak dla mnie dobry mieszka tak blisko był zadowalający, ale i jednocześnie frustrujący. Bo jakim cudem wpadliśmy na siebie w mieście, a teraz jeszcze się okazuje, że mieszkamy na tej samej ulicy ? To mnie zastanawiało, ale pomyślałam, że to tylko głupi fart.
- Zapraszam na kawę, może uda mi się ci zrekompensować. – zaprosiłam chłopaka do środka.
Justin uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi.
- Rozgość się, ja zaraz wracam. – wbiegłam do łazienki. To była trochę krępująca sytuacja. Justin zastał mnie w samym szlafroku, nie uczesaną i nie umalowaną, jednym słowem tak jak wstałam tak wyglądałam.  Postarałam się naszykować w błyskawicznym tempie. Wychodzą z łazienki zauważyłam, że Justin przygląda się fotografią wiszącym na ścianie w salonie.
- To zdjęcia rodzinne. – uśmiechnęła się podchodząc do niego.
- Wiem. – oznajmił bez zastanowienie Justin.
Od razu przerzuciłam na niego wzrok – Skąd ?
Chłopak zrobił nieco zakłopotaną minę. – Domyśliłem się. – przymrużył lekko oczy.
Wydało mi się to bardzo prawdopodobne, bo przecież kto wiesza w domu zdjęcia obcych ludzi ?
- Już po śniadaniu ? – zapytałam, bo był wczesny ranek i ja sama jeszcze nic nie jadłam.

- Jeszcze nie. Znalazłem w aucie twoją torebkę i od razu ci ją przyniosłem – uśmiechnął się.
- To w takim razie jak już jesteś to zjesz u mnie ! – uśmiechnęła się i wyciągnęła z lodówki rzeczy potrzebne do przygotowania śniadania.
Siedzieliśmy przy stole, jedliśmy i popijaliśmy kawę. Justin nie odezwał się ani słowem. Może stosował zasadę „Przy jedzeniu się nie gada” ? Tego nie wiem.
Jednak ja musiałam przerwać tę ciszę – Skąd wiedziałeś, że to moja torebka ? – wiem, to było nieco dziwne pytanie, ale pierwsze i jedyne jakie wpadło mi do głowy.
Justin odstawił talerz na bok i spojrzał na mnie zdziwiony – Jak to skąd ? Nikogo innego wczoraj nie wiozłem.
- No, a nie masz, no wiesz. – zawahałam się.
Justin zmarszczył brwi – Czego ?
- Nie masz … dziewczyny ? – ledwo mi to przeszło przez gardło.
Justin westchnął głęboko i zaczął dziwnie szybko mrugać.
- Przepraszam, nie powinnam była pytać. – podniosłam swój i jego talerz zanosząc je do zmywarki.
- To nic. – powiedział wyjątkowo spokojnie. – Nie, nie mam dziewczyny. – oznajmił i wyszedł do ubikacji. Wracając trzymał  ręku żyletkę, którą wcześniej rzuciłam na podłogę.
- Co to jest ?! – krzyknął, na co gwałtownie się odwróciłam w jego stronę. Spojrzałam na bladą twarz Justina, a następnie na to co trzymał w dłoni. Przełknęła ślinę składając ręce. Justin podszedł do mnie i chwycił moją rękę. Spojrzał na nadgarstek, na którym nie było ani jednego śladu.
- Wiem, że nie powinienem Ci mówić co wolno, a czego nie wolno, ale … - zatrzymał się na chwilę i wyrzucił żyletkę do kosza - … Tego nie powinnaś robić !
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Poczułam się wtedy jak małe dziecko, które odwaliło jakiś numer i wszyscy na nie krzyczą. Ale należało mi się.
Podeszłam ciut bliżej chłopaka i odgarnęła na bok kosmyk włosów opadający mu na czoło.
- Jak to jest, że pojawiasz się gdy kogoś potrzebuję i znikasz gdy już jestem zadowolona ? – zapytałam patrząc w jego brązowe oczy, które sprawiały wrażenie niekończącej się głębi.
Justin zaśmiał się cicho – Wyczucie !
Spojrzałam przelotnie na zegarek, który wskazywał godzinę 12. Odepchnęła od siebie Justina :
- Ale ten czas pędzi ! Zaraz się spóźnię na zajęcia ! – wybiegłam z kuchni i zaczęła pakować potrzebne mi książki do toby.
- Spokojnie ! Podwiozę cię. – skinął głową Justin i wyszedł po swój samochód. Już po chwili słyszałam dźwięk silnika. Wybiegłam  na zewnątrz i wsiadłam so auta :
- Znowu mnie ratujesz ! – uśmiechnęłam się. – Teraz to już chyba nie dam rady ci się odwdzięczyć.
- Bądź ! To wystarczy. – Justin odwzajemnił mój uśmiech i dodał gaz do dech. Z piskiem opon wyjechaliśmy z mojego podwórka.



Rozdział 1



Tak, dokładnie tego dnia miną rok odkąd spotykam się z Liamem. Wstałam pełna życie i od razu po śniadaniu byłam z nim umówiona. Dzień była na tyle piękny, że poszłam pieszo do miasta. Na rogu była kawiarnia, w której to się poznaliśmy, tam właśnie mieliśmy spotkać i spędzić ten dzień pomyślnie. Nie chcąc poganiać Liama zwyczajnie zajęłam miejsce przy stoliku po czym zamówiłam sobie kawę. Siedziałam całkiem sama, gdy ludzie wchodzili i wychodzili  dosłownie co chwilę. W spokoju zdążyłam wypić całą kawę, a chłopaka nadal nie było. Albo mi się wydawało, albo wskazówki zegara pędziły jak szalone. Po naprawdę długim czasie oczekiwania, postanowiłam do niego zadzwonić. Jednak to okazała się mało skuteczne, jego telefon nie odpowiadał. Byłam już zdenerwowana i zestresowana. Daje mu jeszcze 5 minut – pomyślałam. Po chwili dostałam sms’a od Liama, którego nigdy w życiu bym się nie spodziewała :
 „To był cudowny rok, ale niestety stracony. To koniec !”
Zdawało mi się, że jest nam ze sobą dobrze, że jak to się mówi, jesteśmy dla siebie stworzeni... Ale najwyraźniej chyba tylko mi się wydawało. Ręce zaczęły mi się trząść. Nie chcąc robić scen w miejscy publicznym wyszłam gdyby nigdy nic. Stanęłam jak wryta i rozpłakała się. Włożyłam twarz w dłonie, żeby nikt nie mógł dostrzec moich łez. Szłam przed siebie, nadal nie wiem dokąd i dlaczego, po prostu maszerowałam gdzie mnie nogi niosły. Chyba nie dotarło jeszcze wtedy do mnie to co się stało, jednak w pewnym momencie wróciłam do żywych i ponownie przeczytałam sms’a. Miałam nadzieję, że to żart, próbowałam się z nim połączyć. Niestety na marne. Wtedy coś we mnie pękło, strumienie łez zaczęły płynąć mi po policzkach i nie byłam w stanie tego powstrzymać.

- Moje życie straciło sens ! – powtarzałam sobie.
Zamknęła szczelnie oczy modląc się gorąco, by to był jednie zły sen, ale takie rzeczy się nie śnią – to był świat realny. Zaczęłam biec, biegłam przed siebie nie ważne gdzie. Chciałam być jak najdalej stąd. Wybiegając zza rogu teatru wpadłam na także biegnącego mężczyznę. Oboje upadliśmy tyłem na ziemię. On podniósł się szybko i otrzepał, ja siedziałam na ziemi wpatrując się w niego załzawionymi oczami. Mężczyzna spojrzał na mnie :
- Przykro mi, tylko nie płacz, proszę. – uśmiechnął się delikatnie podając mi rękę i pomagając wstać.
- To nie pańska wina. – otarłam łzy.
Obejrzał mnie dokładnie sprawdzając czy jestem „cała”.
- Może mogę jakoś pomóc ? – zapytał skruszonym głosem – Tu za rogiem jest kawiarnia, ma pani ochotę na kawę ?
Prawdę mówiąc to byłaby moja trzecia kawa i wcale nie miałam ochoty nigdzie iść, ale widząc tak miło uśmiechającego się człowieka nie byłam w stanie odmówić.
Mężczyzna wydałam mi się w porządku. Siedzieliśmy w kawiarni i rozmawialiśmy jakbyśmy znali się już od naprawdę dawna. To było bardzo przyjemne uczucie.
Przełknęłam łyka gorącej kawy i odstawiłam filiżankę na spodeczek podnosząc głowę i spoglądając na nieznajomego :
- Rozmawiamy jak znajomi, a nawet jeszcze nie jesteśmy na Ty. – uśmiechnęła się. – Nazywam się Daphne Jonson.
- Jestem Justin Bieber.  Mówmy sobie po imieniu. – odwzajemnił uśmiech.
- Z przyjemnością. – zaczerpnęłam kolejny łyk kawy.
Miło było tak rozmawiać z Justinem, ale nie mogłam zapomnieć o tym, że nie całą godzinę wcześniej zerwałam z chłopakiem, przyszłym narzeczonym, mężem, mieliśmy spędzić ze sobą resztę życia. Gdy tylko o tym pomyślałam, nie mogłam powstrzymać łez, to było zbyt silne. Justin patrzył na to z małym przymrużeniem oka, widać było, że nie chce pytać o powód łez, chciał po prostu im zapowiedz. Podał mi chusteczkę i zaproponował wspólny wypad na kręgle. Byłam w stanie zrobić wszystko tylko by zapomnieć o Liamie.
Świetnie się czułam w jego towarzystwie.  Muszę przyznać, że chyba pierwszy raz w życiu ktoś ograł mnie w kręgle, gdzie byłam nie do pokonania, a przynajmniej tak mi się zdawało. To było dodatkowe przeżycie.
- Musisz jeszcze trochę poćwiczyć ! – zachichotał Justin.
- Robiąc tylko to w czym jesteśmy dobrzy, nie uczymy się niczego nowego. – uśmiechnęła się. 
- Praktyka czyni mistrza. – skomentował.
Po skończonej grze zauważyłam, że poświęciłam Justinowi ponad połowę dnia. Jednak nie żałowałam, gdyby nie on pewnie leżałabym we wannie i rozpaczała żałośnie.
- Może podrzucę Cię do domu ? – to było bardzo miłe z jego strony, ale już dość go wykorzystałam jak na jeden dzień – No proszę ! – namawiał dalej.
Zachichotałam i potrząsnęła głową zgadzając się.  Nie daleko kręgielni zaparkowany był jego czarne porsche, otworzył mi drzwi i zaprosił do środka.
- Więc dokąd księżniczko ? – zapytał bardzo uroczo.
- Madison Squer jeśli można. – uśmiechnęła się.
Przez całą drogę żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Przyglądała się Justinowi bardzo skupionemu na drodze.
Wysadził mnie pod samą bramą.
- Wielkie dzięki ! – powiedziałam zanim wysiadłam z samochodu.
- Żaden problem. – Justin przeczesał swoje szatynowe włosy patrząc w lusterko.
- Naprawdę dziękuję, dzięki Tobie w końcu się dziś uśmiecham – spojrzałam na niego przechylając głowę lekko w lewo.
Justin oderwał wzrok od swojego odbicia i spojrzał na mnie ze zdziwioną -  Zawsze do usług. – uśmiechnął się od ucha do ucha.
Zamknęła za sobą drzwi i uśmiechnęła się sama do siebie. Jeszcze rano byłam przekonana, że to będzie cudowny dzień, co prawda nie myliłam się, ale jednak spodziewałam się czegoś innego. No cóż, życie płata figle.