sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 10

Ważna notka pod rozdziałem, proszę, przeczytaj :)

~ POV Justin ~
Znacie takie sformułowanie "chcieć, ale nie móc"? Tak, wiem. Dziwne, ale taka jest niestety prawda. Chcąc nie chcąc coś przyciąga mnie do Daphne, ale wiem.. że nie może. 
Tamtego wieczoru poniosło mnie, bardzo. To co zrobiłem było złe i ja doskonale o tym wiem, ale chciałbym żeby Daph wiedziała jak jest dla mnie ważna. Moim zadaniem jest pilnować jej i zadbać o jej bezpieczeństwo, a nie podrywać.. jeśli można to tak nazwać. Kilka dni po tym zdarzeniu poszedłem ją odwiedzić, może przeprosić i wyjaśnić wszystko, prawie wszystko. 
Podszedłem do drzwi po czym zapukałem do nich. Nie musiałem długo czekać, drzwi otworzyły się, a w progu stanęłam Daphne z niechlujnie ułożonymi włosami, delikatnym makijażem na twarzy i przede wszystkim uśmiechem. 
- Wejdź. - skinęła na mnie ręką zapraszając mnie do środka domu. 
Wszedłem powoli do środka i pokierowałem się za brunetką do kuchni.
- Napijesz się kawy? - spytała wstawiając wodę w czajniku. 
- Yep. - zaśmiałem się po czym sięgnąłem do kieszeni swoich spodni wyciągając z nich dwa kolorowe bilety. - Może to głupie pytanie, ale masz ochotę przejść się do wesołego miasteczka?
Dziewczyna odwróciła się przodem do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. - Tak! - zaklaskała w ręce niczym mała beztroska dziewczynka.
Odstawiła na stół dwa kubki z kawą i usiadła naprzeciwko mnie.
- Nie było cię.. - zaczęła. - Wczoraj, przedwczoraj.
- Po prostu nie było okazji, żebym cię odwiedzał. - upiłem łyk gorącego napoju.
- Wiesz, że możesz mnie odwiedzać bez okazji prawda? - posłała mi milutki uśmiech, na co jedynie skinąłem głową.
- O której mogę po ciebie przyjechać? - skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej opierając się o oparcie krzesła,na którym siedziałem.
- Myślę, że już o 16:00 będę gotowa. - wzruszyła ramionami.

~ POV Daphne ~ 
Pewnie pomyślicie, że każdy normalny człowiek w moim wieku, studiujący prawo i społeczeństwo wyśmiałby pomysł pójścia do wesołego miasteczka, ale cóż, jestem inna. Takie miejsca wywołują we mnie wspomnienia z czasów dzieciństwa, a podobno nikt nigdy nie przestaje być dzieckiem.
Kiedy tylko Justin opuścił mój dom zaczęłam się powoli szykować.
Wchodząc do swojej sypialni zrzuciłam z siebie ciuchy i podeszłam do szafy w celi poszukaniu innych. Wybrałam luźną koszulkę z napisem "Today Is A Good Day", szorty i jeansową, krótką kurteczkę. Ubrałam się w naszykowany wcześniej strój i poprawiłam swój makijaż. Na stopy wciągnęłam czarne, zwykłe trampki i zbiegłam po schodach na dół do kuchni. Do swojej torebki spakowałam telefon, portfel z pieniędzmi i butelkę wody. Po czym usiadłam przy oknie i wypatrywałam samochodu Justina, jednak ten mimo godziny 16:15 nie przyjeżdżał. Zapomniał? To chyba nie w jego stylu, poza tym może sami zauważyliście, że on mnie "lubi". Wiem to i muszę przyznać trochę dziwnie się z tym czuję, ale to jednak bardzo miły chłopak wiec nie mam na co narzekać. Z mojego zamyślenia wyrwało mnie pukanie do okna. Podskoczyłam ze strachu i wyjrzałem przez nie by zobaczyć rozbawionego Justina. Mogę się założyć, że rozśmieszyła go moja reakcja. Potrząsałam głową śmiejąc się pod nosem po czym udałam się do wyjścia i opuściłam swój dom.
- Hej. - rzuciłam podchodząc do szatyna.
- Cześć, jedziemy. - przepchnął mnie w stronę swojego samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera i zapięłam pas bezpieczeństwa. Justin zrobił dokładnie to samo po czym przekręcił kluczyk w stacyjce i odjechał.
- Czemu zaproponowałeś ten wypad do wesołego miasteczka właśnie mi? - spytałam zerkając na chłopaka.
- A czemu nie? - wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem, po prostu czuję się tak jakby wyróżniona. - zachichotałam.
- Wziąłem ciebie, bo jesteś moją.. - zatrzymał się w połowie zdania i przełknął ślinę.
- Twoją? - spojrzałam na niego unosząc brwi.
- Traktuję cie jak przyjaciółkę, po prostu. - odpowiedziała bardziej skupiony na drodze niż na swojej wypowiedzi.
Po kilku minutach absolutnej ciszy zaczęłam zauważać setki rozbawionych dzieci z rodzicami, wielobarwne baloniki, a z nie daleka dobiegała głośna wesoła muzyka. To mogło oznaczać tylko jedno..
- Jesteśmy na miejscy. - uśmiechnął się Justin parkując samochód na poboczu. Wysiadłam z niego i nie czekając na chłopaka ruszyłam w kierunku setek, setek kolorowych zabawek. Odwróciłam się na chwilę by zobaczyć idącego za sobą szatyna, na którego twarzy gościł uśmiech od ucha do ucha. Idąc odwrócona do tyłu nagle poczułam za sobą czyjąś sylwetkę.
- Przepraszam, strasznie przepraszam. - zasłoniłam usta dłonią odwracając się przodem do osoby, na którą własnie wpadłam. Rozszerzyłam szeroko źrenice gdy zobaczyłam przed sobą dość wysoką postać, w wielkich butach,  pasiastym ubranku i tęczowej czuprynie na głowie. Wybuchnęłam śmiechem widząc zakłopotaną minę klauna.
- Nie szkodzi. - uśmiechnął się do mnie wesoło. - Balonika? - wysunął do mnie wielki pęk kolorowych balonów.
Zachichotałam. - Z miłą chęcią. - wyciągnęłam dłoń odplątując żółty balonik.
- Weź fioletowy. - usłyszałam za sobą głos Justina.
Skinęłam i odplątałam fioletowy.
- Dzięki. - rzuciłam do uśmiechniętego klauna, który zapewne nawet tego nie usłyszał gdyż "napadła" na niego grupka dzieci. - Czemu akurat fioletowy? - spytałam Justina.
- Uwielbiam ten kolor. - wzruszył ramionami.
Skinęłam. - Chodź. - złapałam szatyna za rękę i pociągnęłam w kierunku mężczyzny robiącego watę cukrową. - Dwie truskawkowe, poproszę. - uśmiechnęłam się, po czym sięgnęłam do torebki po mój portfel.
- Ja zapłacę. - moją dłoń powstrzymał Justin i sam wyciągnął odpowiednia ilość pieniędzy ku sprzedawcy, który po chwili wręczył mi i chłopakowi różowe waty cukrowe na patyku.
Chodziliśmy po całym wesołym miasteczku grając w nieliczne gry i biorąc udział w wielu ciekawych konkursach. Na prawdę świetnie się bawiłam, do tego stopnia, że aż nie zauważyłam kiedy zrobiło się całkiem ciemno. Może dlatego, że całe miasteczko momentalnie rozbłysło różnego rodzaju światłami.
- Co jeszcze chciałabyś zrobić? - spytał Justin siadając na ławce. Zajęłam miejsce obok niego, a pomiędzy nami usadziłam misia, którego Justin wygrał rzekomo dla mnie w jednej z gier.
- Wiesz.. - westchnęłam. - Zawsze chciałam przejechać się tą ogromną kolejką, ale niestety mój wzrost nigdy mi na to nie pozwalała. - jak wiadomo aby wsiąść do takiej kolejki trzeba mieć dokładnie 160 cm. wzrostu. Ja całe dzieciństwo miałam mniej, zawsze byłam najniższa w klasie, ale teraz trochę mi się urosło i jestem przekonana, że w końcu przekroczyłam to feralne 160 cm.
- Okej, chodźmy. - złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku kolejki.
- Musimy panią zmierzyć. - usłyszałam gdy tylko dobiegliśmy na miejsce. Spokojnie podeszłam do miary i wyprostowałam się czekając na pomiar wzrostu.
- W porządku, 165 cm. - uśmiechnął się mężczyzna obsługujący "zabawkę". - Życzę miłych wrażeń. - dodał zapraszając mnie i Justina do wagonika. Chłopak wręczył mu dwa żetony i zajął miejsce obok mnie.
- A ciebie dlaczego nie mierzą? - zrobiłam smutną minę co rozbawiło szatyna.
- Daph, chyba widać, że mam trochę więcej niż 160 cm. co nie? - zaśmiał się na co jedynie wywróciłam oczami. Niby fakt, był ode mnie wyższy o głowę więc cóż.. najważniejsze jest to, że ja w końcu mogę jechać.
Gdy tylko kolejka ruszyła musze przyznać, że ogarnął mnie lekki strach, a już po chwili czułam zimny powiew wiatru na swojej twarzy. Zaśmiałam się i przysunęłam do Justina po czym owinęłam ręce wokół jego ramiona i wtuliłam się w nie.
- Boisz się? - zaśmiał się chłopak.
- Pff, nie. - rzuciłam. - Zimno mi.
Justin przyciągnął mnie bliżej siebie i osłonił własnym ciałem. Zamknęłam oczy i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Lubię cię Justinku. - zachichotałem.
- A ja ciebie przestane lubić jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz. - roześmiał się Justin mrużąc oczy.
Jazda minęła nam bardzo szybko i przyjemnie, wychodząc z wagonika zauważyłam jak ciemno jest dookoła. Spojrzałam na swój zegarek, który wskazywał godzinę 23:15.
- Juss, odwieziesz mnie do domu? Jestem zmęczona. - przetarłam oczy.
- Jasne księżniczko. - chłopak chwycił mnie za rękę i poprowadził do swojego samochodu..
_____________________________________________________
Cześć skarby wy moje ♥ 
Chciałabym przede wszystkim podziękować wam za tę cierpliwość, bo wiem jak ciężko czeka się na rozdziały na blogu, który się czyta. Teraz rozdział będzie dodawany jeden w miesiącu, wiem, że to mniej niż dodawałam na początku, ale mam bardzo dużo spraw na głowie, no i to moje "natchnienie".. szkoda zbędnego gadania. 
Chciałabym także poprosić o zostawianie po sobie komentarza, to dla mnie bardzo ważne i bardzo podnosi mnie na duchu. Dzięki temu, że kilka osób prosiła mnie o nowe rozdziały nawet na tt udało mi się to napisać, więc.. Dziekije ;** 

czwartek, 24 października 2013

NOTKA

Cześć moi kochani!
Mam dla was nie najlepsze wieści.. niestety zawieszam bloga do końca listopada :c
Strasznie mi przykro, straciłam chwilowe natchnienie.. ale spokojnie, wrócę z zupełnie nowymi rozdziałami, które zapewnie wam się spodobają.. mam nadzieję :)
Kocham was i dziękuje, że jesteście - Angie ;**

czwartek, 5 września 2013

Rozdział 9

~ Daphne POV ~

Nie mogłam skupić się na zajęciach. Zazwyczaj jedna z najlepszych, a dziś ? Nie znałam odpowiedzi na żadne pytanie zadawane przez profesora. Po mojej głowie krążyły setki pytań bez odpowiedzi. Ocknęłam się przez głośny dźwięk dzwonka. Wyszłam z sali i ruszyłam w kierunku biblioteki.
- Kurwa, dziewczyno ogarnij się ! - poczułam jak ktoś uderza mnie w bok.
Potrząsnęłam głową i spojrzałam w stronę tej osoby, to Roxy.
- Daj mi spokój. - burknęłam.
- Powiedz mi co jest grane ? Nawet nie zgłosiłaś się do odegrania roli sądowej, a wiem doskonale, że kochasz takiego typu scenki. - zatrzymała mnie mocnym chwytem za ramiona. Jak na dziewczynę była na serio silna.
- Rox ! - krzyknęłam wyrywając się z jej objęć - Nie było mnie wczoraj na zajęciach, chcę to nadrobić. Idę do biblioteki, spotkamy się w weekend. - westchnęłam i ruszyłam w przeciwnym kierunku niż moja przyjaciółka.
Wyszłam z budynku szkoły i udałam się do biblioteki miejskiej. Sądziłam, że tam na pewno znajdę dużo więcej informacji, których szukam, no i mam tam założoną kartę biblioteczną, więc mogę wypożyczyć potrzebne książki. Wyszłam do starego budynku i zobaczyłam staruszkę siedząca przy biurku. Tak to bibliotekarka. Podeszłam do regału nr. 1 i zaczęłam przeglądać książki. Oczywiście nie myliłam się. Znalazłam dziesiątki książek, które mogłyby pomóc mi w nadrobieniu tematu i przygotowaniu do egzaminów. Usiadałam przy dużym stole i wzięłam się za czytanie i robienie notatek. Wiecie, co było najdziwniejsze ? To, ze czułam się jakoś dziwnie samotnie. Nigdy, powtarzam nigdy, nie czułam się samotna. No cóż, ale jeszcze niedawno był zawsze przy mnie Liam, zawsze mogłam zawsze liczyć na Roxy, a teraz ? Wszystko się zepsuło - Wszystko ! To właśnie ten moment kiedy to niemiłe wspomnienia wracają.

- Kocham cię, Daphne. - wyszeptał do mojego ucha uwodzicielskim głosek. 
- Liam.. - złączyłam nasze usta przez co poczułam motyle w brzuchu. - Kocham cię. - wyszeptałam w jego miękkie wargi. 
Chłopak nachylał się nade mną do tego stopnia, że już po chwili oparłam plecy o łóżko. Liam delikatnie wgniótł mnie w materac przez co jęknęłam cicho w jego usta. Sięgnęłam pod jego luźną koszulkę i przejechałam dłonią po idealnie wyrzeźbionym brzuchu i torsie. Chłopak zjechał z pocałunkiem na mój obojczyk wodząc jednocześnie rękoma po moich biodrach i tali. Pociągnął za rogi mojej koszulki zaciągając ją ze mnie i składając pocałunek na moim brzuchu......
.
.
.
Po chwili dostałam sms'a od Liama, którego nigdy w życiu bym się nie spodziewała : "To był cudowny rok, ale niestety stracony. To koniec!" Ręce zaczęły mi się trząść, a do oczu napływały łzy.....

Zdenerwowana i rozkojarzona wybiegłam z biblioteki. Czemu mi się to przypomniało ? Nasza wspólnie spędzona noc.. rozstanie. czemu ? Zsunęłam sie bezwładnie po chłodnej ścianie budynku i włożyłam twarz w dłonie. Co sprawiało, że tak kochałam, a jednocześnie nienawidziłam jednej i tej samem osoby - Liama. Resztkami sił powstrzymałam słone łzy i podniosłam się na równe nogi. Moje źrenice rozszerzyły się gdy przed sobą zobaczyła smukłą i wysoka sylwetkę Justina. 
- Co ty tu robisz ? - założyłam ręce na piersi.
- Martwiłem się. Wiesz która jest godzina ? - zrobił zabawna minę surowego rodzica. Spojrzałam na zegarek, który miałam na lewym nadgarstku - 18:56. Mówiłam mu chyba, że późno wrócę, tak ? Co on się tak o mnie martwił, nie miałam pięciu lat !
- Wsiadaj ! - otworzył drzwi od strony pasażera i niemalże rozkazał.
Podeszłam bliżej i wsiadłam do samochodu. Miałam tego powody, a mianowicie: było mi chłodno, czułam zmęczenie i byłam głodna, bo zupełnie nic nie jadłam.
Gdy Justin zaparkował pod moim domem i szedł za mną w kierunku mieszkanie, przecież nie mogłam zamknąć mu drzwi przed nosem. Tyle już dla mnie zrobił, więc gdy wszedł za mną do domu nie mogłam go wyrzucić, normalne.
- Idź odpocznij, a ja przygotuję ci kolację. - czy on czytał w moich myślach ? A po drugie, to powinnam pozwolić, żeby niemal obcy facet rządził się w mojej kuchni ? Ohh co ja gadam.. Justin nie był mi obcy, czułam jakbym znała go całe życie, to chyba znak, że mogę mu zaufać, nie mylę się ? Zanim się zorientowałam Justin już podszedł do mnie z talerzem, na którym było kilka omletów, skąd on wiedziała, że je kocham ? Mój żołądek, aż prosił się o jedzenie więc pochłaniałam omleta za omletem w mgnieniu oka. Po chwili chłopak przyniósł dwa kubki z herbatą i oparł się plecami o kanapę wręczając mi jeden z nich. Odebrałam od niego kubek i oparłam głowę o jego ramię.
- Przepraszam, znowu.- wyszeptałam niepewnie. - Widzisz.. sama już nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony jesteś mi obcy, a z drugiej mam wrażenie, że mogłabym zrobić z tobą wszystko. - chwila, czy ja się właśnie przed nim otworzyłam ? Po co ja to robię, to nie wiem..
- Wszystko? - Justin lekko odsunął moją głowę na bok, a następnie uniósł mój podbródek dwoma palcami sprawiając, że musiałam patrzeć w jego oczy.
- Może nie dosłownie. - poczułam jak się rumienię. Spuściłam lekko wzrok mrużąc oczy, a gdy ponownie chciałam zatopić wzrok w jego twarzy Justin przysunął mnie bliżej siebie i złączył nasze usta. Delikatnie rozchyliłam wargi dając mu swobodny dostęp, a chłopak pięknie to wykorzystał. Odruchowo owinęłam ręce wokół jego szyi, a Justin wplótł dłoń w moje włosy. Nie wiem dlaczego, ale chciałam, żeby nigdy nie przestawał. Gdy tylko ta myśl przeszła mi przez głowę Justin odsunął się ode mnie powoli.
- W końcu to ja mam powód, żeby cię przeprosić. - masował mój policzek.
Przygryzłam lekko wargę rozkoszując się jego głosem. Ciągle zadając sobie jedno pytanie: Co sprawia, że przy nim się czuję zupełnie inaczej, niż przy reszcie mężczyzn ?

__________________________________________________________________
Ta-da ! Obiecałam rozdziała na początku i proszę bardzo.. zawszę dotrzymuję obietnic :)
Może nie jest genialny czy coś, ale przynajmniej sie starałam.. Dziękuję, Angie xx

środa, 28 sierpnia 2013

Justin Bieber FanFiction PL

Witam, kochani !
Mój blog pojawił się na : http://justinbieberfanfictionpl.blogspot.com/
Jestem zdanie, że to rewelacyjny pomysł zakładanie takiego bloga, a którym robi się reklamę innych blogów. To naprawdę fajna sprawa :)
Jeśli piszesz lub znasz jakiś fajny blog o Justinie Bieberze to polecam zapisać go na tej stronie. ZAPRASZAM ;)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 8

Obudziłam się w zupełnie obcym mi miejscu. Przetarłam zaspane oczy i ponownie rozejrzałam się dookoła. No tak, dom Loli i Paula. Jak mogłam zapomnieć ? Sięgnęłam po moja torbę leżącą na podłodze i wyciągnęłam z niej telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Była 1108 – pięknie ! Zaczęłam delikatnie szturchać Lolę aby ja obudzić. Dziewczyna drgnęła i podniosła się szybko do pionu.
- Co jest ? – wybełkotała.
- Już późno, a ja nie mogę po raz kolejny ominąć zajęć. – założyłam torbę na ramię.
- W porządku. – ruszyła w kierunku przed pokoju i otworzyła mi drzwi.
- Pa. – rzuciłam i pośpiesznym krokiem udał się ku bramie wyjściowej.
Weszłam na swoje podwórko i podchodząc do drzwi zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu kluczy, których za żadne skarby nie mogłam znaleźć.
- Nie, nie, nie.. – klękłam na ziemi i wyrzuciłam wszystko co znajdowało się w wnętrzu torby. Miałam tak totalny syf. Mnóstwo niepotrzebnych papierów, paragonów, notatki z zajęć, a także dokumenty, kometki, komórka, ale po kluczach nie było śladu. Oparłam się plecami o chłodne drzwi i zaczęłam w nie walić tyłem głosy. Na co ja liczyłam ? Może, że ktoś przyjdzie i mi otworzy ? Wariactwo. Zaczęłam się zastanawiać gdzie ja mogłam je podziać, jedyne co mi przyszło do głowy to oczywiście dom Loli, ale zanim byśmy je znalazły minęły by godziny, a ja na zajęciach muszę być za raz ! Schowałam twarz w dłoniach w celu powstrzymania łez, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam myśleć racjonalnie, przez moment.
- Dzień dobry. – usłyszałam delikatny głos.
Natychmiast podniosłam się z ziemi i spojrzałam w kierunku furtki. Przymrużyłam oczy by zobaczyć postać stojąca za nią. Szybko zgarnęłam wszystkie rzeczy, które poprzednio wywaliłam z torby i włożyłam je do niej z powrotem. Podeszłam do furtki i otworzyłam ją.
- Cześć Justin. – powiedziałam niechętnie. Miałam teraz na głowie o wiele ważniejsze sprawy niż tłumaczenie się czemu nie było mnie wczoraj w domu.
- Mam coś co chyba należy do ciebie. – uśmiechnął się. Aww.. ten jego uśmiech. Powalał mnie. Sprawiał, że nogi robiły mi się jak z waty, serce zaczęło szybciej bić, a uczucie gorąca ogarniało moje sparaliżowane ciało.
- Tak ? Co takiego ? – położyłam ręce na biodrach, co on mógł mieć mojego, hm  ?
- Na początek chodź do mieszkania. – chwycił moją dłoń i ciągnął w kierunku drzwi. Jego dłoń była tak ciepła i przyjemna w dotyku, ale za raz, jak do mieszkania, skoro nie mam kluczy ?
- Justin, ale.. – miałam mu właśnie to powiedzieć, ale coś zaparło mi dech. Co takiego ? Chłopak wyciągnął z kieszeni klucze, moje klucze i gdyby nigdy nic otworzył drzwi. – Jak ty to.. Skąd je masz ?
- Wczoraj kiedy przyszedłem do ciebie pod wieczór znalazłem je pod furtką. Pomyślałem, że zgubiłaś, albo specjalnie je zostawiłaś. – uniósł zmysłowo brwi.
- Bardzo zabawne. – przewróciłam oczami. – Mógłbyś mnie zawieść na zajęcia, proszę.
Justin skinął twierdząco głową, a ja momentalnie pobiegłam do swojej sypialni po świeże ubrania, a następnie udała się do łazienki by wziąć prysznic. Wszystko robiłam najszybciej jak umiałam, zostało mi niecałe 20 minut.

~ POV Justin ~
Daphne w ekspresowym czasie naszykowała się do szkoły po czym zbiegła na dół do kuchni. Otworzyła lodówkę i wyciągnęła jogurt pitny.
- Jedziemy ? – zapytała stojąc już w pełni gotowa.
- Nie jesz śniadania ? – co prawda miała mało czasu, ale śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Mogłaby chodźmy małą miskę zupy mlecznej.
- Nie Justin, na zajęciach wypiję jogurt, a teraz proszę, chodź ! – wskazała na drzwi wyjściowe. Oboje wyszliśmy z mieszkania. – Oddasz mi klucze ? – wyciągnęła po nie rękę.
- Czy ja wiem, może będę chciał tu jeszcze zajrzeć. – włożyłem odpowiedni klucz do zamka po czym przekręciłem go.
- Zaglądaj kiedy tylko chcesz, ale pukaj, a nie otwieraj drzwi moimi kluczami. – samodzielnie wyciągnęła klucz z zamka i włożyła go do swojej torebki.
Jechaliśmy w niezręcznej ciszy. Słychać było tylko jak Daphne głośno przełyka ślinę. Denerwowała się ? Spojrzałem na nią ukradkiem. Zaczesała kosmyk włosów za ucho po czym rozchyliła usta by coś powiedzieć, ale przed tym wzięła głęboki wdech.
- Przepraszam, że cie wczoraj wystawiłam. – zacisnęła wargi.
- W porządku. – uśmiechnąłem się blado. Nie, nie było w porządku. Martwiłem się. W prawdzie wiedziałem gdzie jest, ale to nie zmienia faktu, że i tak się martwiłem.
- Zachowała się jak szmata. – westchnęła cicho.
Gdy tylko dotarło do mnie to co właśnie powiedziała zahamowałem samochód na pierwszej lepszej zatoczce.
- Nigdy, powtarzam nigdy, nie wolno ci tak mówić. – położyłem dłoń na zagłówku fotela, w którym siedziała Daphne.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, po czym przewróciła oczami. – Niczego o mnie nie wiesz.
- Ah tak ? Wiem, wiem więcej niż ci się wydaje słodziutka. – odwróciłem się od niej i ponownie wjechałem na drogę. W końcu chciała się dostać na zajęcia, tak ?
- Co to miało znaczyć ? Znamy się ile, dwa tygodnie ? To za mało, żebyś mógł cokolwiek o mnie wiedzieć. – niemalże wykrzyczała.
Wzruszyłem jedynie ramionami, gdyż podjechaliśmy właśnie pod akademik.
- A i jeszcze jedno.. – dodała zanim wysiadła. – Zostaję na uczelni do późna. Chcę nadrobić ten temat i pouczyć się, niedługo egzaminy, ale zrobię to sama. – trzasnęła drzwiami i ruszyła w kierunku dużego budynku.
Skąd ta huśtawka nastroju, co ? Co ja jej zrobiłem ?



______________________________________________
Wow, jednak udało mi się napisać rozdział jeszcze w sierpniu i to szybciej niż sądziłam xx Przepraszam za błędy – pisany na telefonie.
Ps. Zachowanie Justina, owszem, może wydawać się dziwne, ale zrozumcie on ma ten swój ‘sekrecik’. Teraz więcej zdradzić nie mogę..

środa, 31 lipca 2013

Rozdział 7

Umówiłem się z Daphne na wieczór. Miała mnie podszkolić z prawa. Tak, wiem zabawnie to może wyglądać, ale chciałem jej pomóc w nadrobieniu tego jednego tematu.
Wyszedłem z jej mieszkanie trochę po 13. Jak to Daphne musiała zaproponować herbatkę, nie jedną, ciasto i zagadywać na setki najróżniejszych tematów. Miała tak zawsze, znaczy odkąd ją znam. Rozgadana dziewczyna jakich mało. Podobała mi się jej śmiałość, z resztą nie tylko to. Była wprost idealna. Te jej duże oczy w odcieniu morskich fal, włosy przypominające łany zboża, perlista cera i uśmiech, którego mogłaby zazdrościć jej każda modelka. Była wyjątkową osobą, ale to tylko początek pięknej przyjaźni, TYLKO przyjaźni.

~ POV Daphne ~

Pożegnałam Justina przyjacielskim uściskiem i zamknęłam za nim drzwi. Podbiegła do okna w kuchni, by móc zobaczyć jak opuszcza moje podwórko. Wtedy zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z terby i spojrzałam na wyświetlacz. Lola, moja sąsiadka.
- Yeah ? –zachichotałam do telefonu.
- Cześć Daphne, nie przeszkadzam ? – jak to Lola, zawsze uprzejma do bólu.
- Skądże, nigdy. – usiadłam na blacie stołu w kuchni.
- Paul wyjechał na parę dni, więc zostałam sama. Może miałabyś ochotę mnie odwiedzić, skoro nie masz zajęć ? – jej propozycja była kusząca. Mimo, że Lola i Paul mieszkają za płotem rzadko się spotykamy. Zazwyczaj to tylko drobne ‘Cześć’ wymamrotane przez płot.
- Z miłą chęcią. – uśmiechnęłam się do komórki.
- To czekam. Pa. – rozłączyła się.
Wyszłam z kuchni i skierowała się w stronę łazienki. Przed lustrem poprawiłam tylko zmyty wcześniej makijaż, po czym znów wróciłam do kuchni. Ukroiłam kawałek ciasta i owinęłam je w papier do pieczenia. Chciałam być uprzejma, a to niezbyt grzecznie przyjść tak z pustymi rękoma. Nie mogę powiedzieć nawet, że Lola to moja koleżanka. Mieszkam tu od niedawna, a ona od trzech lat, z mężem Paulem. Wcześnie wyszła za mąż bo mając zaledwie 20 lat, teraz ma 23, a Paul jest o rok starszy. Nie wyobrażam sobie siebie teraz właśnie wychodzącej za mąż. Chcę się bawić i nacieszyć życiem. Wszyscy pewnie pomyślą, że skoro studiuję prawo to jestem jakąś sztywni arą, ale nie. Lubię się zabawić.
Zapukałam do drzwi mieszkania Loli, a ta gdy tylko otworzyła rzuciła mi się na szyję.
- Wchodź ! – krzyknęła.
- Nie jestem za wcześnie ? – uśmiechnęłam się przechodząc przez próg.
- Nie jest… - spojrzała na zegarem, który miała na ręce – Jest 14 50 jesteś idealnie. – zamknęła za mną drzwi.
Usiadłyśmy obie na kanapie i Lola włączyła program muzyczny.
- Więc… - zaczerpnęła łyk kawy – Zauważyła, że zaprzyjaźniłaś się z nowym sąsiadem.
- Justinem, tak. – uśmiechnęłam się delikatnie, żeby nie pokazywać publicznie jaką frajdę mi to sprawia.
- Niezłe z niego ciacho. – zachichotała Lola i usiadła skrzyżnie naprzeciwko mnie. Zachowywała się jak nastolatka, to w niej najbardziej lubiłam.
Odwzajemniłam szczery chichot odgarniając włosy z twarzy.
- Jest… - zatrzymałam się na chwilkę. Brakowało mi słów, żeby go opisać. – Jest wyjątkowy. – ‘wyjątkowy’ to i tak za słabe określenie.
- Czyżby ktoś się tu zauroczył ?. – uniosła rytmicznie jedną brew.
- Nie ! – odepchnęłam ją od siebie z uśmiecham na twarzy. – Jest przystojny i ma złote serce, jest inny niż ci, których znałam dotychczas, ale… ale nie mogę zapomnieć o Liamie. – Co ja gadam ? Liam dla mnie nie istniał ! Nie umiem kłamać.
Zakończyłyśmy rozdział „Justin” i zaczęłyśmy kolejne setki tematów. W późniejszych godzinach Lola wyciągnęła czerwone wino i włączyła jakąś komedię. Świetnie się bawiłam, naprawdę. Nasze śmiechy chyba było słychać na całym Madison Squer. Przeprosiłam ją na sekundkę i wyszłam się odświeżyć. Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie w łazience i zaczęłam poprawiać włosy. Nagle  w lustrze zobaczyłam odbijający się zegar, który wskazywał godzinę 23 40.
- Justin ! – krzyknęłam do swojego odbicia i wybiegłam z łazienki.
Podbiegłam do swojej torebki i wyciągnęłam z niej telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
6 połączeń nieodebranych : Roxy
2 połączenia nieodebrane : Justin

- Co jest ? – zdziwiła się Lola.
- Byłam umówiona z… to już nie istotne. – wrzuciłam telefon z  powrotem do torebki i zajęłam miejsce obok Loli.



środa, 24 lipca 2013

Rozdział 6

Wstałam wcześnie rano i zaczęłam szykować się do szkoły. Co prawda zajęcia zaczynają się o 1200, wolałam wstać wcześniej i się ponudzić niż w najlepszym wypadku zaspać.
Wyszłam przed dom, żeby podlać kwiatki. Nie zgadniecie kto stał przed bramą ? To był nie kto inny niż Justin.
Jego obecność była miła, ale i krępująca. Pojawiał się każdego dnia, może wynajęli go moi rodzice ? Może to swojego rodzaju detektyw ? Niee …


Posłałam mu szczery uśmiech i wróciłam do wcześniej rozpoczętego zajęcia. Chłopak stał jak wryty przed bramą i śledził każdy mój ruch. Możesz przestać ? Nie wiedziałam co mam myśleć o jego zachowaniu. Przestałam zwracać na niego uwagę. Podeszłam do wielkiej beczki z wodą, która stała na tyłach domu by nabrać wody do konewki. Beczka stała na płytkach, które były całe mokre. Starałam się uważać na każdy swój ruch żeby się nie poślizgnąć. Nachyliłam się by zanurzyłam konewkę w wodzie. W tym samym momencie drewniana beczka ślizgnęła się na mokrych płytkach i przewróciłam w moją stronę popychając mnie przy tym. Dosłownie kilka centymetrów nad ziemią, gdy już czułam, że zaraz upadnę tyłem na ziemię poczułam na swoich plecach czyjś dotyk. Był to chwyt bardzo delikatny, ale i skuteczny. W ostatniej chwili ocalił mnie przed walnięciem w płytki. Przestraszona otworzyła oczy i spojrzałam przed siebie. Moim oczom ukazała się turlająca się beczka już bez wody. Woda, była na mnie. Byłam przemoczona do suchej nitki. Podniosłam głowę i nad sobą zobaczyłam profil Justina. Chłopak objął mnie mocniej i pomógł wstać. Przeprowadził na trawę bym się ponownie nie poślizgnęła. Przy takiej ofermie jak ja wszystko jest możliwe.
- Nic ci nie jest ? – zapytał Justin z troską w głosie.
Chwyciłam w dłonie swoja mokrą koszulkę i zaczęłam ją wykręcać, by pozbyć się choć odrobiny zimnej wody.
- Nie. – zadrżałam. Chłodny wiatr otulił moje ciało, a ponieważ byłam cała mokra odczułam zimno.
Justin objął mnie w talii i doprowadził do drzwi do mieszkania. Gdy szłam chlupało mi pod nogami. Momentalnie zamoczyłam chyba całe mieszkanie, każdą podłogę i dywan. Czeka mnie sprzątanie. Usiadłam na kanapie w salonie, a Justin zniknął za drzwiami mojej sypialni.


 ~ POV Justin ~

Otworzyłem dużą szafę i zacząłem w niej grzebać. Wiem, to nie grzeczne, ale musiałem wybrać  suche ubrania dla Daphne. Na górnej półce znalazłem świeżą koszulkę, a zaraz obok leżało kilka par jeansów. Wybrałem ciemne, te, które najbardziej pasowały do białej koszulki. Z szuflady w komodzie wyciągnąłem czystą bieliznę. Źle się czułem grzebiąc jej w rzeczach. Zgarnąłem naszykowane przeze mnie ciuchy na przed ramię i opuściłem sypialnie, udałem się do salonu. Na kanapie siedziała przemoczona i zmarznięta Daphne. Gdy tylko zobaczyła, że się zbliżam ze świeżą odzieżą uśmiechnęła się pokazują rząd swoich białych ząbków. Położyłem stertę ubrać na jej kolanach i odsunąłem się o krok do tyłu. Dziewczyna bez absolutnie jakiegokolwiek wahania osiągnęłam z siebie przemoczoną koszulkę nie odrywając przy tym ze mnie wzroku. O co jej chodzi ?
- Zamknij oczy. – zachichotała.
Wysłuchałem jej prośby i zasłoniłem oczy dłońmi. Słyszałem jedynie drobne szmery, dźwięk odsuwanego i zsuwanego rozporka.
- Otwórz. – poczułem jak Daphne delikatnie gładzi mój policzek.
Stałe przede mną w białej koszulce i ciemnych jeansach z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Nie miałem pojęcia co ją tak cieszyło. Chwyciła w swoje zgrabne rączki poprzednią odzież i powoli udała się do łazienki. Usiadłem na kanapie, obok miejsca, na którym siedziała ona. Odczekałem chwilę i Daphne znów zaszczyciła mnie swoja obecnością.
- Dziękuję. – położyła swoją delikatną dłoń na moim udzie na co zadrżałem.
Ona widząc to zaśmiała się pod nosem i zabrała rękę.
- Znowu mi pomogłeś. Kto by pomyślał… - poczułem ten sarkazm w jej głosie.
- To drobiazg, nic wielkiego. – objaśniłem.
Daphne dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie bez ruchu. O co jej znów chodzi ? Powiedziałem lub zrobiłem coś nie tak ? Czemu się na mnie tak dziwnie patrzy ?
Nagle oczy dziewczyny zamknęły się na ułamek sekundy i skierowała wzrok na zegar ścienny.
- Brawo! – skarciła samą siebie i oparła głowę o kolana.
- Coś nie tak ? – zaniepokoiłem się.
Spojrzała na mnie z sarkazmem na twarzy – Widzisz to ? Jest 1235  już nawet nie mam po co iść na zajęcia. Opuszczę je pierwszy raz od początku semestru.
Zrobiła mi się jej żal, wiem jak bardzo się starała. – Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Pójdziesz jutro i wszystko nadrobisz.
- Nie nadrobię ! – wyrzuciła ręce w górę. – Jedne zajęcia to jeden przerobiony temat. Nie przerabiamy dwa razy tego samego.
- Mogę ci pomóc. – zaproponowałem.
Spojrzała na mnie z miną jakby miała za moment wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymywała.
- Ty ? Wiesz coś w ogóle na temat prawa ?
- Co nie co tak. Zawsze możesz mnie podszkolić. – uśmiechnąłem się i odgarnąłem kosmyk włosów opadających na jej czoło.


poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 5

Mój dobry humor nie trwał zbyt długo. Kiedy tylko weszłam do domu zastałam siedzącą na kanapie, a ponad to bardzo zdenerwowaną Roxy.
- Co ty tu robisz ? – teatralnie wzruszyła ramionami, musiała być strasznie zbulwersowana, bo jej zawsze różowe policzki były aż bordowe.
- Ja tu mieszkam. Może mi powiesz co ty tutaj robisz ? – założyłam ręce na piersi, a na moją twarz wszedł grymas.
- Czyżbyś zapomniała, że dałaś mi klucze ? – przechyliła lekko głowę i patrzyła na mnie jak na wroga, a nie dobrą przyjaciółkę. Zaskakiwała mnie swoją zmianą charakteru.
Odłożyłam torbę na ławę i podeszłam trochę bliżej dziewczyny  – Miałaś ich używać w sytuacjach awaryjnych. – przypomniałam jej po co dostała ode mnie klucze do mieszkania. 
- I to jest taka sytuacja ! – uniosła się Roxy. Wstała z kanapy i podeszła do mnie – Kim był ten facet ?
Na to pytanie parsknęłam śmiechem. Co ona sobie wyobraża ? Jestem dorosła !
- Nie muszę ci się tłumaczyć. – wyminęłam ją i podeszłam do drzwi tarasowych.
- Mówiłaś, że Liam cię zdradził, a może to ty jego ? – Roxy położyła dłonie na biodra i lekko tupała nogo w kafelki.
Już trzymałam za klamkę drzwi, ale odwróciłam się na pięcie i przeszyłam ją wzrokiem.
- Jak możesz tak mówić ?! – zdziwił mnie fakt, że ona w ogóle mogła mnie posądzać o coś takiego.
- A wtedy jak miałyśmy iść na dyskotekę ? Nie wmówisz mi, że nie byłaś z nim. – ciągle mnie o coś posądzała, robiło się to nudne.
- Owszem, byłam z nim, ale nic ci do tego. – powiedziałam zbulwersowana i ponowie odwróciłam się w stronę drzwi tarasowych. Chwyciłam kalkę i bezmyślnie wyszłam z mieszkania na zewnątrz. Usiadłam na drewnianej ławce i próbowałam się opanować głęboko oddychając.
Po chwili dosłownie dobiegła do mnie Roxy – Widzę, że wolisz towarzystwo tamtego gbura niż moje i Liama !
O nie ! Tego już było za wiele. Tym razem to przegięła.
Wstałam i stanęłam na jej poziomie by móc patrzeć jej w oczy.
- Przepraszam bardzo, ale TY jesteś moją przyjaciółką powinnaś zrozumieć, że w życiu nie zawsze jest jak w bajce. Justin to nie ‘gbur’ tylko mój przyjaciel. – zacisnęłam dłonie w pięść. Chyba nigdy nikt mnie tak nie wkurzył, nie licząc Liama oczywiście.
Roxy objęła mnie gdyby nigdy nic i przytuliła do siebie – Nie denerwuj się.
- Że słucham ?! – odepchnęłam ją od siebie. – Jak ja mam się nie denerwować w takiej sytuacji ?
- Wiesz co Daphne ? Jesteś podła, zawzięta i zaopatrzona w siebie.  – Rozy skierowała się w stronę wejścia do domu po czym wyszła z niego głównym wejście. Usłyszałam głos jej silnika, samochód ruszył.
Usiadłam załamana na ławce i oparłam głowę o kolana.
- Super. – wyszeptałam do siebie.
Nie mogłam przecież wiecznie tak siedzieć. Czas leciał, nie stanął w miejscu tylko dlatego, że ja mam problem. Weszłam do domu zamykając za sobą drzwi tarasowe. Poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę. Alex podniosła mi ciśnienie, ale bez kawy chyba bym wybuchła. Wsypałam do kubka dwie łyżeczki czarnej i zalałam wodą. Usiałam na blacie i wyjrzałam przez okno. Próbowałam uspokoić się widokiem zachodzącego słońca. Powoli popijałam kawę i rozkoszowałam się jej smakiem. Gdy na dnie kubka zobaczyłam same fusy podeszłam do zlewu by go umyć.
Podeszłam zmęczona do kanapy i włączyłam telewizor. Jak zwykle nie trafiłam na nic ciekawego. Pechowa Daphne ! Siedziałam dość długo oglądając …. No cóż, reklamy. Nagle zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Roxy ? Przerzuciłam wzrok na zegar na ścianie – 23:20. Dość późna godzina na rozmowy przez telefon, ale jednak to była Roxy, moją przyjaciółka, nie mogłam nie odebrać.
- Co tam Rox ? – udałam pełną życia i zadowoloną.
- Och Daphne, dobrze, że nie śpisz. Chciałam Cię strasznie przeprosić. – jej głos brzmiał wyjątkowo szczerze i serio.
- Za ? – chciałam żeby to powiedziała.
- Oh Daph ! Wiesz za co. Za to, ze obraziłam ciebie i tego jak mu tam …
- Justina ! – podpowiedziałam jej – Przeprosiny przyjęte.

- To świetnie. Widzimy się jutro na uczelni. – Roxy rozłączyła się, a ja w końcu się uspokoiłam.




czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 4

Justin spędził u mnie całą noc. Rozmawialiśmy chyba na każdy możliwy temat. Ten chłopak był bardzo podobny do mnie. To pewnie dlatego było mi tak łatwo się z nim zaprzyjaźnić. Zawsze byłam przeciwna przyjaźniom damsko-męskim, ale to było coś zupełnie innego.  Przy nim była w stu procentach sobą, nie musiałam nikogo udawać. Dziwiło mnie jednak to, że Justin był facetem, a rozumiała moje kobiece problemy.
- Która godzina ? – oczy już mi się kleiły i ziewałam kilka razy na minutę.
Justin spojrzał na swój zegarek i uśmiechnął się lekko – Nie uwierzyłabyś, ale jest już piąta rano.
- Jedyne na co mam teraz ochotę to gorąca kąpiel i smaczny sen. – wyciągałam się.
- To ja już pójdę w takim razie, zająłem Ci całą noc. – Justin podniósł się i próbował wstać i sofy.
- Nie, nie idź ! – chwyciłam go za koszulkę i próbowała zatrzymać. Chciałam jednak złapać te słowa by do niego nie dotarły. Zasłoniłam dłonią usta i skuliłam głowę. – Przepraszam.
- W porządku. – nachylił się nade mną i wyglądało jakby chciał pocałować mnie, ale tego nie zrobił. Jedynie przyłożył wargi do mojej głowy i  to wszystko. Następnie odsunął i wyszedł z domu.
Dotknęłam miejsca, w którym poczułam jego usta i uśmiechnęłam się od siebie. Po chwili wstałam i powędrowałam do łazienki. Nalałam gorącej wody do wanny i dolałam bąbelków. ściągnęłam z siebie ubrania i weszłam do wody. Postanowiłam trochę poleniuchować i wypocząć. Ułożyłam się wygodnie i próbowałam odprężyć. Jednak mój relaks nie trwał długo, dostałam sms’a od ... od osoby, która mnie totalnie tym zaskoczyła.
             Od Liam : Spotkajmy się w kawiarni ‘Honey’.
To był dla mnie duży szok. Niespodziewanie ze mną zrywa, a teraz chce się spotkać. Jednak bez zastanowienia wyskoczyłam z wanny i pobiegłam się ubrać. Zajęło to nie mało czasu, ale chyba było warto. Wyszłam przed dom i oczywiście za bramą wpadłam na Justina.
- Miałaś spać. – oznajmił jakby wiedział co i kiedy miałam robić.
- Ale nie śpię. Wybacz Justin śpieszę się. – próbowałam go wyminąć, ale ciągle stawał mi na drodze.
- Nie idź.
- Justin ! – krzyknęła, a ten odsunął się i przepuścił mnie.
Wbiegłam do pierwszej napotkanej taxówki i pojechałam do centrum.
Przez dużą szklaną szybę w kawiarni zobaczyłam siedzącego przy stole Liama. Poprawiałam na sobie ubrania i zdenerwowana weszłam do środka. Liam wstał na mój widok i podszedł bliżej.
- Cześć. – dotknął mojej dłoni., którą natychmiast mu wyrwałam.
- Stać cię jedynie na marne ‘Cześć’ ? – założyłam ręce na piersi i spojrzała na niego marszcząc brwi.
Liam roześmiał się i rozejrzał dookoła. – Myślałaś, że czemu chciałem się z tobą spotkać ?
Zdziwiło mnie to trochę. Nie wiedziałam o co chodzi. Liczyłam na coś w stylu przeprosin, a tu takie dziwne teksty. Po chwili stania w zupełnej ciszy podeszła do niego młoda dziewczyna.
- To jest Rose. Moja nowa dziewczyna. – spojrzał na nią jak na jakąś boginię. – Chciałbym żebyś oddała jej klucze do naszego wspólnego mieszkania. 
Po prostu mnie zamurowało – Że co ? Tak się składa, że gdyby nie fakt, że za nie zapłaciłam nie mielibyśmy wspólnego mieszkanie, które tak teoretycznie jest moje !
- Lubisz się ze mną drażnić ? – zachichotał Liam. – Umówmy się, że ja ci spłacę to głupie mieszkanie, a ty ładnie oddasz klucze Rose.
Spojrzała na te dziewczynę wzrokiem mordercy. Miałam jej za złe, że odbiła mi tak fantastycznego chłopaka. Niemal rzuciłam w nią kluczami i wybiegłam z kawiarni. Przeszłam przez pasy i czekałam na jakąś Taxi, ale  żadna nie przyjeżdżała. Po sekundzie zauważyłam zatrzymujący się samochód, od razu go poznałam, to był Justin. Podeszłam do auta i przez otwartą szybę zobaczyłam Justina.
- Mówiłem żebyś nie szła. – powiedział z bardzo ironicznym wyrazem twarzy. – Wskakuj  !
Otworzyłam drzwi i weszłam do auta. Ułożyłam fotel w pozycji pół leżącej i wpatrywała się w niebo przez otwarty szyberdach. Po chwili spojrzała na Justina :
- Nie mówiłam ci gdzie idę, więc skąd … - zastanawiało mnie to bardziej niż wszystkie inne rzeczy, które się przy nim zdarzył.
- Śledziłeś mnie ? – zaczęła go podejrzewać o to, że zwyczajnie za mną łazi. To by tłumaczyło to, że mieszka naprzeciwko, pojawia się kiedy jest mi potrzebny i wie o mnie bardzo dużo.
- Nie skąd ! – wypierał się Justin.
Ciężko było mi w to uwierzyć, ale nie chciałam doprowadzić do kłótni.
- Śledzenie kogoś bez aparatu jest karalne, ale jeśli masz aparat to wszystko w porządku.
Justin wyciągnął rękę na tylnie siedzenie i z bagażowej torby wyciągnął aparat fotograficzny. Spojrzał na mnie, a ja na niego, oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Pojechaliśmy na Madison Squer i Justin wysadził mnie pod domem.
- Tylko następnym razem uprzeć mnie, że będę śledzona. – uśmiechnęłam się do chłopaka. Nie byłam ani trochę zła za to, że za mną pojechał. Ten fakt mnie bawił. Tylko poprawił mi humor, z resztą jak zawsze. Jak on to robił ? Chyba nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.




sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 3

- Już myślałam, że nie zdążysz. – szeptała do mnie Roxy na pierwszych zajęciach.
- Ja zawsze jestem. – usiadłam wygodnie na swoim miejscu i starałam się skupić na tym co mówił profesor.
Studiowałam prawo co było naprawdę trudnym kierunkiem. W stu procentach wolałabym studiować fotografię. Zawsze chciałam być fotografem, ale sprawy potoczyły się w trochę innym kierunku.  Ogólnie to prawo było wyborem moich rodziców, a nie moim. No, ale córeczka tatusia nigdy mu nie odmawiała. Głupia ja ! Jednak nie mogłam narzekać na tą uczelnię. Była idealnie urządzona, znajdowało się tam wszystko co mogłoby się przydać  młodemu adwokatowi. I oczywiście towarzystwo – bardzo wymowne i wykształcone. Początkowo bałam się, że nie dam rady, ale wszystko jest możliwe.
Jak każdego dnia, w którym odbywały się zajęcia po ich skończeniu wyszłyśmy z Roxy na miasto do baru coś zjeść. Jestem wegetarianką, więc nie mogłam sobie na zbyt wiele pozwolić, ale za to Roxy zajadała za nas obie. Ha, ha ! Dziwne, ona jest chuda jak patyczek.
- Daphne, opowiadaj jak było na rocznicy z Liamem. – och ta kochana Roxy czasami powinna ugryźć się w język, no ale cóż nie miała o niczym pojęcia.
Odwróciłam głowę w stronę okna udając całkiem nieobecną.
- Hallo, tu ziemia. – wymachiwała rękoma przed moimi oczami.
- Ja i Liam to przeszłość. – obniżyłam głos by nie było słuchać jak bardzo jest mi żal.
- Ale jeszcze kilka dni temu …
- Przeszłość ! Nic nie jest wieczne. – niegrzecznie przerwałam, a na dodatek nawrzeszczałam na Roxy, która nie chciała źle. Była moją najlepszą przyjaciółką, więc przejmowała się moim życiem tak jak i ja jej.
- Może wyskoczymy wieczorem do klubu ? Tak na złagodzenie bólu. – uśmiechnęła się Roxy unosząc delikatnie moją twarz do góry.
- Okej, to widzimy się wieczorem. – odeszłam od stolika i wyszłam z baru udając się w kierunku stacji metra, którą dostawała się do domu.
Ledwie zdążyłam odłożyć torbę na miejsca, ja już ktoś dzwonił do moich drzwi. Przewróciłam oczami i poszłam leniwie otworzyć. Przez obiektyw zobaczyłam Justina. Znowu czegoś zapomniałam ? – to było mało prawdopodobne, ale jednak wszystko możliwe.
- Masz plany na wieczór ? – bez najmniejszego „cześć” Justin wyskoczył z takim pomysłem.
Jestem szczera do bólu, więc czemu miałabym owijać w bawełnę. – Tak, mam.
- Daphne proszę nie wychodź. – prosił składając ręce.
Wydało mi się to śmieszne. Nie miałam dziesięciu lat i czasami chciałam się zabawić. A on próbował mnie zatrzymać.
- Chyba żartujesz ! – roześmiałam się.
Justin niespodziewanie zbliżył się do mnie zamykając drzwi od mieszkania i przechodząc do dalszej części domu. Co to kurde było ? On myślał, że mnie powstrzyma – śmieszne.
- Przepraszam Cię bardzo co ty robisz ? – mój głos zabrzmiał nieco oschle i nieprzyjemnie, ale to zachowanie było żałosne.
- Nie idź. Odwołaj to, przecież nic się nie stanie jak raz nie pójdziesz na zabawę – próbował powstrzymać mnie przed wyjściem, co w końcu mu się udało. Nie chciałam się z nim kłócić, więc co mi zależało. To tylko jedno wyjście. Od razu powiadomiłam Roxy, która nie była zadowolona z mojej decyzji. O ile się nie mylę to wtedy pierwszy raz ją okłamałam mówiąc, że coś bardzo ważnego mi wypadło.
- Więc, słucham propozycji. – skoro już zostałam „uziemiona” to chociaż żeby nie wyszło, że będziemy siedzieć i patrzeć w sufit.
Justin wzruszył ramionami. Wyglądał na to, że nie ma pojęcia jak spędzić ten wieczór.
- Czyli chciałeś mnie zatrzymać, żebym się ponudziła ? – położyłam ręce na biodrach.
- Nie, siadaj, ja coś przygotuję. – zachowywał się dziwnie, ale podobało mi się to. Bez wahania wszedł do kuchni, a ja miałam definitywny zakaz zaglądania tam. Siedziałam na kanapie czekając jak na nic. Zerkałam na zegarek, którego wskazówki stały w miejscy. Oparłam głowę o poduszkę i czekałam dalej. Nawet nie wiem, w którym momencie, ale zasnęłam. Gdy się obudziłam było już całkiem ciemno. Minęła dobra godzina, odwróciłam się w stronę wejścia do kuchni. Justin stał oparty o ścianę i patrzyła na mnie :
- Obudziłaś się królewno, to zapraszam. – dygnął delikatnie zapraszając mnie do kuchni.
Wstałam i wolno zbliżając się do Justina zerkałam na światło dobiegające z kuchennego stołu. Podchodząc bliżej zobaczyłam coś pięknego. Spojrzałam na Justina, który totalnie mnie oczarował. Przygotował piękne potrawy, świece i cudowną zastawę.
- To dla mnie ? – zaparło mi dech. Przez te dwadzieścia lat mojego życia nie dostałam czegoś takiego.
- A myślisz, że dla kogo ? – uśmiechnął się Justin odsuwając krzesło i prosząc mnie bym usiadła.
To co leżało na talerzach to nie jedzenie, to było dzieło sztuki. Aż szkoda było jeść, ale odważyłam się i … smak przewyższał moje oczekiwania.
- Jejku, świetnie gotujesz jak na faceta. – zachichotałam.
- Nie zachwalajmy tak tego. To tylko kolacja, nie wystawa, którą się ogląda.
Nie mogłam nadal w to uwierzyć. Kto wie, czy na imprezie z Roxy czułabym się tak samo dobrze. Towarzystwo Justina było jak towarzystwo bardzo bliskiej osoby.
Po skończonej kolacji, najedzeni do syta usialiśmy na kanapie.
- Przeczuwam, że chyba się z tobą zaprzyjaźnię. – oparłam głowę o jego bark i uśmiechnęłam się.
- To mamy podobne odczucia. – skomentował.
Włączyłam telewizor. Skakałam z kanału na kanał, ale jak zawsze nie mogłam się zdecydować. W pewnym momencie trafiłam na wiadomości.
- ‘W najbardziej bardziej obleganym klubie dyskotekowym dzisiejszego wieczoru pojawił się człowiek psychiczny. Miał ze sobą broń i strzelając gdzie podpadnie zranił wielu uczestników zabawy …’ – no to co usłyszałam nogi zrobiły mi się jak z waty. Przecież ja mogłam tam być ! To byłby koniec. Spojrzałam przestraszona na Justina, który przyjął tą informację bardzo spokojnie. Wtedy coś wpadło mi do głowy :
- Uchroniłeś mnie przed tym zatrzymując mnie w domu. Jak ty to … ? – byłam na maksa zdziwiona.
Justin spojrzał na mnie z zakłopotanym wyrazem twarzy. Przełknął ślinę i nic nie powiedział.
Sięgnęłam po pilota, by wyłączyć telewizor jak najszybciej.
- Dobra, nie ważne. Nie poszłam, nic się nie stało, ja nie narzekam. – zachichotałam.
- To ja tym bardziej nie. – Justin przeczesałam moje włosy i wpatrywał się w moje oczy.




sobota, 15 czerwca 2013

Rozdział 2

Mimo tego, że Justin lekko ukoił mój ból to nic nie trwa wiecznie. Nie mogłam oczekiwać od niego nie wiadomo czego, jednak mimo wszystko to był niemal mi obcy mężczyzna.
Obudziłam się nie w humorze. W lusterku mogłoby się zdawać, że to zupełnie inna kobieta, ja sama nie dowierzałam, że to ja. Taka blada, napuchnięta i worki pod oczami. To pewnie od płakania. Nie zmrużyłam w nocy oka. Wzięła się za porządki w swoim telefonie. Usunęłam dosłownie wszystkie nasze wspólne zdjęcia, moje i Liama. Co do jednego sms’a, każde połączenie i wszystko co tylko przypominało mi o nim. Starałam się uświadomić samej sobie, że to koniec. Jednak w głębi serca nadal go kochałam. Prawdę mówiąc byłabym w stanie mu to wybaczyć, najważniejsze było to by do mnie wrócił. Liam to moja wielka miłość od początku studiów, gdy tylko zaczęliśmy się spotykać byłam jak w niebo wzięta. Te wszystkie wspólne wycieczki, te noce spędzone razem, każdy moment z Liamem to był jak fragment pięknej baśni.  Stop ! Nie mogłam dopuszczać do siebie takich myśli.
To już koniec! Daphne, to koniec ! - próbowałam za wszelką cenę to sobie wpoić. Jednakże to wcale nie było takie proste.
Usiadłam na brzegu wanny i rozpłakałam się. Wysmarkiwałam nos w chusteczki, których po chwili zaczęło mi brakować. Podniosłam się by wyciągnąć z górnej szafki kolejną paczkę. Jednak zamiast na chusteczki natchnęłam się paczkę żyletek na zmianę. Podniosłam głowę i spojrzałam w lustro.
- I tak nie mam już po co żyć. – powiedziałam do swojego odbicia i wysunęłam z opakowania jedną żyletkę. Westchnęłam głęboko i zamoczyłam rękę pod lodowatą wodą. Przyłożyłam żyletkę do nadgarstka i głośno oddychając już chciałam jednym szybkim ruchem zadać sama sobie rany gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, który wybudził mnie z tego dziwnego transu. Szybko rzuciłam żyletkę w kąt łazienki, zabrałam włosy w luźny kok i pobiegłam otworzyć. Przed drzwiami stał Justin, uśmiechnięty i zadowolony. Przetarłam oczy, ale nie udało mi się ukryć przed nim, że płakałam.
- Cześć Daphne ! Zostawiłaś coś wczoraj w moim samochodzie. – uśmiechnął się podając mi torebkę. Nawet nie zauważyłam, że jej nie ma. Wzięła od niego torbę i powiesiłam na wieszaku, następnie dałam krok za drzwi i rozejrzałam się, nigdzie nie widziałam auta Justina :
- Jesteś pieszo ? – zdziwiłam się strasznie. Nowy York to nie jest małe miasto, co prawda mieszkałam w małej, spokojnej dzielnica, ale to nie zmienia faktu, że żyjemy w Nowym Yorku.
- Tak, mieszkam nie daleko. – wskazał podajże czwarty budynek za moimi sąsiadami po drugiej stronie ulicy. Fakt, że ktoś tak dla mnie dobry mieszka tak blisko był zadowalający, ale i jednocześnie frustrujący. Bo jakim cudem wpadliśmy na siebie w mieście, a teraz jeszcze się okazuje, że mieszkamy na tej samej ulicy ? To mnie zastanawiało, ale pomyślałam, że to tylko głupi fart.
- Zapraszam na kawę, może uda mi się ci zrekompensować. – zaprosiłam chłopaka do środka.
Justin uśmiechnął się i zamknął za sobą drzwi.
- Rozgość się, ja zaraz wracam. – wbiegłam do łazienki. To była trochę krępująca sytuacja. Justin zastał mnie w samym szlafroku, nie uczesaną i nie umalowaną, jednym słowem tak jak wstałam tak wyglądałam.  Postarałam się naszykować w błyskawicznym tempie. Wychodzą z łazienki zauważyłam, że Justin przygląda się fotografią wiszącym na ścianie w salonie.
- To zdjęcia rodzinne. – uśmiechnęła się podchodząc do niego.
- Wiem. – oznajmił bez zastanowienie Justin.
Od razu przerzuciłam na niego wzrok – Skąd ?
Chłopak zrobił nieco zakłopotaną minę. – Domyśliłem się. – przymrużył lekko oczy.
Wydało mi się to bardzo prawdopodobne, bo przecież kto wiesza w domu zdjęcia obcych ludzi ?
- Już po śniadaniu ? – zapytałam, bo był wczesny ranek i ja sama jeszcze nic nie jadłam.

- Jeszcze nie. Znalazłem w aucie twoją torebkę i od razu ci ją przyniosłem – uśmiechnął się.
- To w takim razie jak już jesteś to zjesz u mnie ! – uśmiechnęła się i wyciągnęła z lodówki rzeczy potrzebne do przygotowania śniadania.
Siedzieliśmy przy stole, jedliśmy i popijaliśmy kawę. Justin nie odezwał się ani słowem. Może stosował zasadę „Przy jedzeniu się nie gada” ? Tego nie wiem.
Jednak ja musiałam przerwać tę ciszę – Skąd wiedziałeś, że to moja torebka ? – wiem, to było nieco dziwne pytanie, ale pierwsze i jedyne jakie wpadło mi do głowy.
Justin odstawił talerz na bok i spojrzał na mnie zdziwiony – Jak to skąd ? Nikogo innego wczoraj nie wiozłem.
- No, a nie masz, no wiesz. – zawahałam się.
Justin zmarszczył brwi – Czego ?
- Nie masz … dziewczyny ? – ledwo mi to przeszło przez gardło.
Justin westchnął głęboko i zaczął dziwnie szybko mrugać.
- Przepraszam, nie powinnam była pytać. – podniosłam swój i jego talerz zanosząc je do zmywarki.
- To nic. – powiedział wyjątkowo spokojnie. – Nie, nie mam dziewczyny. – oznajmił i wyszedł do ubikacji. Wracając trzymał  ręku żyletkę, którą wcześniej rzuciłam na podłogę.
- Co to jest ?! – krzyknął, na co gwałtownie się odwróciłam w jego stronę. Spojrzałam na bladą twarz Justina, a następnie na to co trzymał w dłoni. Przełknęła ślinę składając ręce. Justin podszedł do mnie i chwycił moją rękę. Spojrzał na nadgarstek, na którym nie było ani jednego śladu.
- Wiem, że nie powinienem Ci mówić co wolno, a czego nie wolno, ale … - zatrzymał się na chwilę i wyrzucił żyletkę do kosza - … Tego nie powinnaś robić !
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Poczułam się wtedy jak małe dziecko, które odwaliło jakiś numer i wszyscy na nie krzyczą. Ale należało mi się.
Podeszłam ciut bliżej chłopaka i odgarnęła na bok kosmyk włosów opadający mu na czoło.
- Jak to jest, że pojawiasz się gdy kogoś potrzebuję i znikasz gdy już jestem zadowolona ? – zapytałam patrząc w jego brązowe oczy, które sprawiały wrażenie niekończącej się głębi.
Justin zaśmiał się cicho – Wyczucie !
Spojrzałam przelotnie na zegarek, który wskazywał godzinę 12. Odepchnęła od siebie Justina :
- Ale ten czas pędzi ! Zaraz się spóźnię na zajęcia ! – wybiegłam z kuchni i zaczęła pakować potrzebne mi książki do toby.
- Spokojnie ! Podwiozę cię. – skinął głową Justin i wyszedł po swój samochód. Już po chwili słyszałam dźwięk silnika. Wybiegłam  na zewnątrz i wsiadłam so auta :
- Znowu mnie ratujesz ! – uśmiechnęłam się. – Teraz to już chyba nie dam rady ci się odwdzięczyć.
- Bądź ! To wystarczy. – Justin odwzajemnił mój uśmiech i dodał gaz do dech. Z piskiem opon wyjechaliśmy z mojego podwórka.



Rozdział 1



Tak, dokładnie tego dnia miną rok odkąd spotykam się z Liamem. Wstałam pełna życie i od razu po śniadaniu byłam z nim umówiona. Dzień była na tyle piękny, że poszłam pieszo do miasta. Na rogu była kawiarnia, w której to się poznaliśmy, tam właśnie mieliśmy spotkać i spędzić ten dzień pomyślnie. Nie chcąc poganiać Liama zwyczajnie zajęłam miejsce przy stoliku po czym zamówiłam sobie kawę. Siedziałam całkiem sama, gdy ludzie wchodzili i wychodzili  dosłownie co chwilę. W spokoju zdążyłam wypić całą kawę, a chłopaka nadal nie było. Albo mi się wydawało, albo wskazówki zegara pędziły jak szalone. Po naprawdę długim czasie oczekiwania, postanowiłam do niego zadzwonić. Jednak to okazała się mało skuteczne, jego telefon nie odpowiadał. Byłam już zdenerwowana i zestresowana. Daje mu jeszcze 5 minut – pomyślałam. Po chwili dostałam sms’a od Liama, którego nigdy w życiu bym się nie spodziewała :
 „To był cudowny rok, ale niestety stracony. To koniec !”
Zdawało mi się, że jest nam ze sobą dobrze, że jak to się mówi, jesteśmy dla siebie stworzeni... Ale najwyraźniej chyba tylko mi się wydawało. Ręce zaczęły mi się trząść. Nie chcąc robić scen w miejscy publicznym wyszłam gdyby nigdy nic. Stanęłam jak wryta i rozpłakała się. Włożyłam twarz w dłonie, żeby nikt nie mógł dostrzec moich łez. Szłam przed siebie, nadal nie wiem dokąd i dlaczego, po prostu maszerowałam gdzie mnie nogi niosły. Chyba nie dotarło jeszcze wtedy do mnie to co się stało, jednak w pewnym momencie wróciłam do żywych i ponownie przeczytałam sms’a. Miałam nadzieję, że to żart, próbowałam się z nim połączyć. Niestety na marne. Wtedy coś we mnie pękło, strumienie łez zaczęły płynąć mi po policzkach i nie byłam w stanie tego powstrzymać.

- Moje życie straciło sens ! – powtarzałam sobie.
Zamknęła szczelnie oczy modląc się gorąco, by to był jednie zły sen, ale takie rzeczy się nie śnią – to był świat realny. Zaczęłam biec, biegłam przed siebie nie ważne gdzie. Chciałam być jak najdalej stąd. Wybiegając zza rogu teatru wpadłam na także biegnącego mężczyznę. Oboje upadliśmy tyłem na ziemię. On podniósł się szybko i otrzepał, ja siedziałam na ziemi wpatrując się w niego załzawionymi oczami. Mężczyzna spojrzał na mnie :
- Przykro mi, tylko nie płacz, proszę. – uśmiechnął się delikatnie podając mi rękę i pomagając wstać.
- To nie pańska wina. – otarłam łzy.
Obejrzał mnie dokładnie sprawdzając czy jestem „cała”.
- Może mogę jakoś pomóc ? – zapytał skruszonym głosem – Tu za rogiem jest kawiarnia, ma pani ochotę na kawę ?
Prawdę mówiąc to byłaby moja trzecia kawa i wcale nie miałam ochoty nigdzie iść, ale widząc tak miło uśmiechającego się człowieka nie byłam w stanie odmówić.
Mężczyzna wydałam mi się w porządku. Siedzieliśmy w kawiarni i rozmawialiśmy jakbyśmy znali się już od naprawdę dawna. To było bardzo przyjemne uczucie.
Przełknęłam łyka gorącej kawy i odstawiłam filiżankę na spodeczek podnosząc głowę i spoglądając na nieznajomego :
- Rozmawiamy jak znajomi, a nawet jeszcze nie jesteśmy na Ty. – uśmiechnęła się. – Nazywam się Daphne Jonson.
- Jestem Justin Bieber.  Mówmy sobie po imieniu. – odwzajemnił uśmiech.
- Z przyjemnością. – zaczerpnęłam kolejny łyk kawy.
Miło było tak rozmawiać z Justinem, ale nie mogłam zapomnieć o tym, że nie całą godzinę wcześniej zerwałam z chłopakiem, przyszłym narzeczonym, mężem, mieliśmy spędzić ze sobą resztę życia. Gdy tylko o tym pomyślałam, nie mogłam powstrzymać łez, to było zbyt silne. Justin patrzył na to z małym przymrużeniem oka, widać było, że nie chce pytać o powód łez, chciał po prostu im zapowiedz. Podał mi chusteczkę i zaproponował wspólny wypad na kręgle. Byłam w stanie zrobić wszystko tylko by zapomnieć o Liamie.
Świetnie się czułam w jego towarzystwie.  Muszę przyznać, że chyba pierwszy raz w życiu ktoś ograł mnie w kręgle, gdzie byłam nie do pokonania, a przynajmniej tak mi się zdawało. To było dodatkowe przeżycie.
- Musisz jeszcze trochę poćwiczyć ! – zachichotał Justin.
- Robiąc tylko to w czym jesteśmy dobrzy, nie uczymy się niczego nowego. – uśmiechnęła się. 
- Praktyka czyni mistrza. – skomentował.
Po skończonej grze zauważyłam, że poświęciłam Justinowi ponad połowę dnia. Jednak nie żałowałam, gdyby nie on pewnie leżałabym we wannie i rozpaczała żałośnie.
- Może podrzucę Cię do domu ? – to było bardzo miłe z jego strony, ale już dość go wykorzystałam jak na jeden dzień – No proszę ! – namawiał dalej.
Zachichotałam i potrząsnęła głową zgadzając się.  Nie daleko kręgielni zaparkowany był jego czarne porsche, otworzył mi drzwi i zaprosił do środka.
- Więc dokąd księżniczko ? – zapytał bardzo uroczo.
- Madison Squer jeśli można. – uśmiechnęła się.
Przez całą drogę żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Przyglądała się Justinowi bardzo skupionemu na drodze.
Wysadził mnie pod samą bramą.
- Wielkie dzięki ! – powiedziałam zanim wysiadłam z samochodu.
- Żaden problem. – Justin przeczesał swoje szatynowe włosy patrząc w lusterko.
- Naprawdę dziękuję, dzięki Tobie w końcu się dziś uśmiecham – spojrzałam na niego przechylając głowę lekko w lewo.
Justin oderwał wzrok od swojego odbicia i spojrzał na mnie ze zdziwioną -  Zawsze do usług. – uśmiechnął się od ucha do ucha.
Zamknęła za sobą drzwi i uśmiechnęła się sama do siebie. Jeszcze rano byłam przekonana, że to będzie cudowny dzień, co prawda nie myliłam się, ale jednak spodziewałam się czegoś innego. No cóż, życie płata figle.