środa, 31 lipca 2013

Rozdział 7

Umówiłem się z Daphne na wieczór. Miała mnie podszkolić z prawa. Tak, wiem zabawnie to może wyglądać, ale chciałem jej pomóc w nadrobieniu tego jednego tematu.
Wyszedłem z jej mieszkanie trochę po 13. Jak to Daphne musiała zaproponować herbatkę, nie jedną, ciasto i zagadywać na setki najróżniejszych tematów. Miała tak zawsze, znaczy odkąd ją znam. Rozgadana dziewczyna jakich mało. Podobała mi się jej śmiałość, z resztą nie tylko to. Była wprost idealna. Te jej duże oczy w odcieniu morskich fal, włosy przypominające łany zboża, perlista cera i uśmiech, którego mogłaby zazdrościć jej każda modelka. Była wyjątkową osobą, ale to tylko początek pięknej przyjaźni, TYLKO przyjaźni.

~ POV Daphne ~

Pożegnałam Justina przyjacielskim uściskiem i zamknęłam za nim drzwi. Podbiegła do okna w kuchni, by móc zobaczyć jak opuszcza moje podwórko. Wtedy zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z terby i spojrzałam na wyświetlacz. Lola, moja sąsiadka.
- Yeah ? –zachichotałam do telefonu.
- Cześć Daphne, nie przeszkadzam ? – jak to Lola, zawsze uprzejma do bólu.
- Skądże, nigdy. – usiadłam na blacie stołu w kuchni.
- Paul wyjechał na parę dni, więc zostałam sama. Może miałabyś ochotę mnie odwiedzić, skoro nie masz zajęć ? – jej propozycja była kusząca. Mimo, że Lola i Paul mieszkają za płotem rzadko się spotykamy. Zazwyczaj to tylko drobne ‘Cześć’ wymamrotane przez płot.
- Z miłą chęcią. – uśmiechnęłam się do komórki.
- To czekam. Pa. – rozłączyła się.
Wyszłam z kuchni i skierowała się w stronę łazienki. Przed lustrem poprawiłam tylko zmyty wcześniej makijaż, po czym znów wróciłam do kuchni. Ukroiłam kawałek ciasta i owinęłam je w papier do pieczenia. Chciałam być uprzejma, a to niezbyt grzecznie przyjść tak z pustymi rękoma. Nie mogę powiedzieć nawet, że Lola to moja koleżanka. Mieszkam tu od niedawna, a ona od trzech lat, z mężem Paulem. Wcześnie wyszła za mąż bo mając zaledwie 20 lat, teraz ma 23, a Paul jest o rok starszy. Nie wyobrażam sobie siebie teraz właśnie wychodzącej za mąż. Chcę się bawić i nacieszyć życiem. Wszyscy pewnie pomyślą, że skoro studiuję prawo to jestem jakąś sztywni arą, ale nie. Lubię się zabawić.
Zapukałam do drzwi mieszkania Loli, a ta gdy tylko otworzyła rzuciła mi się na szyję.
- Wchodź ! – krzyknęła.
- Nie jestem za wcześnie ? – uśmiechnęłam się przechodząc przez próg.
- Nie jest… - spojrzała na zegarem, który miała na ręce – Jest 14 50 jesteś idealnie. – zamknęła za mną drzwi.
Usiadłyśmy obie na kanapie i Lola włączyła program muzyczny.
- Więc… - zaczerpnęła łyk kawy – Zauważyła, że zaprzyjaźniłaś się z nowym sąsiadem.
- Justinem, tak. – uśmiechnęłam się delikatnie, żeby nie pokazywać publicznie jaką frajdę mi to sprawia.
- Niezłe z niego ciacho. – zachichotała Lola i usiadła skrzyżnie naprzeciwko mnie. Zachowywała się jak nastolatka, to w niej najbardziej lubiłam.
Odwzajemniłam szczery chichot odgarniając włosy z twarzy.
- Jest… - zatrzymałam się na chwilkę. Brakowało mi słów, żeby go opisać. – Jest wyjątkowy. – ‘wyjątkowy’ to i tak za słabe określenie.
- Czyżby ktoś się tu zauroczył ?. – uniosła rytmicznie jedną brew.
- Nie ! – odepchnęłam ją od siebie z uśmiecham na twarzy. – Jest przystojny i ma złote serce, jest inny niż ci, których znałam dotychczas, ale… ale nie mogę zapomnieć o Liamie. – Co ja gadam ? Liam dla mnie nie istniał ! Nie umiem kłamać.
Zakończyłyśmy rozdział „Justin” i zaczęłyśmy kolejne setki tematów. W późniejszych godzinach Lola wyciągnęła czerwone wino i włączyła jakąś komedię. Świetnie się bawiłam, naprawdę. Nasze śmiechy chyba było słychać na całym Madison Squer. Przeprosiłam ją na sekundkę i wyszłam się odświeżyć. Spojrzałam w lustro wiszące na ścianie w łazience i zaczęłam poprawiać włosy. Nagle  w lustrze zobaczyłam odbijający się zegar, który wskazywał godzinę 23 40.
- Justin ! – krzyknęłam do swojego odbicia i wybiegłam z łazienki.
Podbiegłam do swojej torebki i wyciągnęłam z niej telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
6 połączeń nieodebranych : Roxy
2 połączenia nieodebrane : Justin

- Co jest ? – zdziwiła się Lola.
- Byłam umówiona z… to już nie istotne. – wrzuciłam telefon z  powrotem do torebki i zajęłam miejsce obok Loli.



środa, 24 lipca 2013

Rozdział 6

Wstałam wcześnie rano i zaczęłam szykować się do szkoły. Co prawda zajęcia zaczynają się o 1200, wolałam wstać wcześniej i się ponudzić niż w najlepszym wypadku zaspać.
Wyszłam przed dom, żeby podlać kwiatki. Nie zgadniecie kto stał przed bramą ? To był nie kto inny niż Justin.
Jego obecność była miła, ale i krępująca. Pojawiał się każdego dnia, może wynajęli go moi rodzice ? Może to swojego rodzaju detektyw ? Niee …


Posłałam mu szczery uśmiech i wróciłam do wcześniej rozpoczętego zajęcia. Chłopak stał jak wryty przed bramą i śledził każdy mój ruch. Możesz przestać ? Nie wiedziałam co mam myśleć o jego zachowaniu. Przestałam zwracać na niego uwagę. Podeszłam do wielkiej beczki z wodą, która stała na tyłach domu by nabrać wody do konewki. Beczka stała na płytkach, które były całe mokre. Starałam się uważać na każdy swój ruch żeby się nie poślizgnąć. Nachyliłam się by zanurzyłam konewkę w wodzie. W tym samym momencie drewniana beczka ślizgnęła się na mokrych płytkach i przewróciłam w moją stronę popychając mnie przy tym. Dosłownie kilka centymetrów nad ziemią, gdy już czułam, że zaraz upadnę tyłem na ziemię poczułam na swoich plecach czyjś dotyk. Był to chwyt bardzo delikatny, ale i skuteczny. W ostatniej chwili ocalił mnie przed walnięciem w płytki. Przestraszona otworzyła oczy i spojrzałam przed siebie. Moim oczom ukazała się turlająca się beczka już bez wody. Woda, była na mnie. Byłam przemoczona do suchej nitki. Podniosłam głowę i nad sobą zobaczyłam profil Justina. Chłopak objął mnie mocniej i pomógł wstać. Przeprowadził na trawę bym się ponownie nie poślizgnęła. Przy takiej ofermie jak ja wszystko jest możliwe.
- Nic ci nie jest ? – zapytał Justin z troską w głosie.
Chwyciłam w dłonie swoja mokrą koszulkę i zaczęłam ją wykręcać, by pozbyć się choć odrobiny zimnej wody.
- Nie. – zadrżałam. Chłodny wiatr otulił moje ciało, a ponieważ byłam cała mokra odczułam zimno.
Justin objął mnie w talii i doprowadził do drzwi do mieszkania. Gdy szłam chlupało mi pod nogami. Momentalnie zamoczyłam chyba całe mieszkanie, każdą podłogę i dywan. Czeka mnie sprzątanie. Usiadłam na kanapie w salonie, a Justin zniknął za drzwiami mojej sypialni.


 ~ POV Justin ~

Otworzyłem dużą szafę i zacząłem w niej grzebać. Wiem, to nie grzeczne, ale musiałem wybrać  suche ubrania dla Daphne. Na górnej półce znalazłem świeżą koszulkę, a zaraz obok leżało kilka par jeansów. Wybrałem ciemne, te, które najbardziej pasowały do białej koszulki. Z szuflady w komodzie wyciągnąłem czystą bieliznę. Źle się czułem grzebiąc jej w rzeczach. Zgarnąłem naszykowane przeze mnie ciuchy na przed ramię i opuściłem sypialnie, udałem się do salonu. Na kanapie siedziała przemoczona i zmarznięta Daphne. Gdy tylko zobaczyła, że się zbliżam ze świeżą odzieżą uśmiechnęła się pokazują rząd swoich białych ząbków. Położyłem stertę ubrać na jej kolanach i odsunąłem się o krok do tyłu. Dziewczyna bez absolutnie jakiegokolwiek wahania osiągnęłam z siebie przemoczoną koszulkę nie odrywając przy tym ze mnie wzroku. O co jej chodzi ?
- Zamknij oczy. – zachichotała.
Wysłuchałem jej prośby i zasłoniłem oczy dłońmi. Słyszałem jedynie drobne szmery, dźwięk odsuwanego i zsuwanego rozporka.
- Otwórz. – poczułem jak Daphne delikatnie gładzi mój policzek.
Stałe przede mną w białej koszulce i ciemnych jeansach z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Nie miałem pojęcia co ją tak cieszyło. Chwyciła w swoje zgrabne rączki poprzednią odzież i powoli udała się do łazienki. Usiadłem na kanapie, obok miejsca, na którym siedziała ona. Odczekałem chwilę i Daphne znów zaszczyciła mnie swoja obecnością.
- Dziękuję. – położyła swoją delikatną dłoń na moim udzie na co zadrżałem.
Ona widząc to zaśmiała się pod nosem i zabrała rękę.
- Znowu mi pomogłeś. Kto by pomyślał… - poczułem ten sarkazm w jej głosie.
- To drobiazg, nic wielkiego. – objaśniłem.
Daphne dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie bez ruchu. O co jej znów chodzi ? Powiedziałem lub zrobiłem coś nie tak ? Czemu się na mnie tak dziwnie patrzy ?
Nagle oczy dziewczyny zamknęły się na ułamek sekundy i skierowała wzrok na zegar ścienny.
- Brawo! – skarciła samą siebie i oparła głowę o kolana.
- Coś nie tak ? – zaniepokoiłem się.
Spojrzała na mnie z sarkazmem na twarzy – Widzisz to ? Jest 1235  już nawet nie mam po co iść na zajęcia. Opuszczę je pierwszy raz od początku semestru.
Zrobiła mi się jej żal, wiem jak bardzo się starała. – Kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Pójdziesz jutro i wszystko nadrobisz.
- Nie nadrobię ! – wyrzuciła ręce w górę. – Jedne zajęcia to jeden przerobiony temat. Nie przerabiamy dwa razy tego samego.
- Mogę ci pomóc. – zaproponowałem.
Spojrzała na mnie z miną jakby miała za moment wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymywała.
- Ty ? Wiesz coś w ogóle na temat prawa ?
- Co nie co tak. Zawsze możesz mnie podszkolić. – uśmiechnąłem się i odgarnąłem kosmyk włosów opadających na jej czoło.


poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 5

Mój dobry humor nie trwał zbyt długo. Kiedy tylko weszłam do domu zastałam siedzącą na kanapie, a ponad to bardzo zdenerwowaną Roxy.
- Co ty tu robisz ? – teatralnie wzruszyła ramionami, musiała być strasznie zbulwersowana, bo jej zawsze różowe policzki były aż bordowe.
- Ja tu mieszkam. Może mi powiesz co ty tutaj robisz ? – założyłam ręce na piersi, a na moją twarz wszedł grymas.
- Czyżbyś zapomniała, że dałaś mi klucze ? – przechyliła lekko głowę i patrzyła na mnie jak na wroga, a nie dobrą przyjaciółkę. Zaskakiwała mnie swoją zmianą charakteru.
Odłożyłam torbę na ławę i podeszłam trochę bliżej dziewczyny  – Miałaś ich używać w sytuacjach awaryjnych. – przypomniałam jej po co dostała ode mnie klucze do mieszkania. 
- I to jest taka sytuacja ! – uniosła się Roxy. Wstała z kanapy i podeszła do mnie – Kim był ten facet ?
Na to pytanie parsknęłam śmiechem. Co ona sobie wyobraża ? Jestem dorosła !
- Nie muszę ci się tłumaczyć. – wyminęłam ją i podeszłam do drzwi tarasowych.
- Mówiłaś, że Liam cię zdradził, a może to ty jego ? – Roxy położyła dłonie na biodra i lekko tupała nogo w kafelki.
Już trzymałam za klamkę drzwi, ale odwróciłam się na pięcie i przeszyłam ją wzrokiem.
- Jak możesz tak mówić ?! – zdziwił mnie fakt, że ona w ogóle mogła mnie posądzać o coś takiego.
- A wtedy jak miałyśmy iść na dyskotekę ? Nie wmówisz mi, że nie byłaś z nim. – ciągle mnie o coś posądzała, robiło się to nudne.
- Owszem, byłam z nim, ale nic ci do tego. – powiedziałam zbulwersowana i ponowie odwróciłam się w stronę drzwi tarasowych. Chwyciłam kalkę i bezmyślnie wyszłam z mieszkania na zewnątrz. Usiadłam na drewnianej ławce i próbowałam się opanować głęboko oddychając.
Po chwili dosłownie dobiegła do mnie Roxy – Widzę, że wolisz towarzystwo tamtego gbura niż moje i Liama !
O nie ! Tego już było za wiele. Tym razem to przegięła.
Wstałam i stanęłam na jej poziomie by móc patrzeć jej w oczy.
- Przepraszam bardzo, ale TY jesteś moją przyjaciółką powinnaś zrozumieć, że w życiu nie zawsze jest jak w bajce. Justin to nie ‘gbur’ tylko mój przyjaciel. – zacisnęłam dłonie w pięść. Chyba nigdy nikt mnie tak nie wkurzył, nie licząc Liama oczywiście.
Roxy objęła mnie gdyby nigdy nic i przytuliła do siebie – Nie denerwuj się.
- Że słucham ?! – odepchnęłam ją od siebie. – Jak ja mam się nie denerwować w takiej sytuacji ?
- Wiesz co Daphne ? Jesteś podła, zawzięta i zaopatrzona w siebie.  – Rozy skierowała się w stronę wejścia do domu po czym wyszła z niego głównym wejście. Usłyszałam głos jej silnika, samochód ruszył.
Usiadłam załamana na ławce i oparłam głowę o kolana.
- Super. – wyszeptałam do siebie.
Nie mogłam przecież wiecznie tak siedzieć. Czas leciał, nie stanął w miejscu tylko dlatego, że ja mam problem. Weszłam do domu zamykając za sobą drzwi tarasowe. Poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę. Alex podniosła mi ciśnienie, ale bez kawy chyba bym wybuchła. Wsypałam do kubka dwie łyżeczki czarnej i zalałam wodą. Usiałam na blacie i wyjrzałam przez okno. Próbowałam uspokoić się widokiem zachodzącego słońca. Powoli popijałam kawę i rozkoszowałam się jej smakiem. Gdy na dnie kubka zobaczyłam same fusy podeszłam do zlewu by go umyć.
Podeszłam zmęczona do kanapy i włączyłam telewizor. Jak zwykle nie trafiłam na nic ciekawego. Pechowa Daphne ! Siedziałam dość długo oglądając …. No cóż, reklamy. Nagle zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Roxy ? Przerzuciłam wzrok na zegar na ścianie – 23:20. Dość późna godzina na rozmowy przez telefon, ale jednak to była Roxy, moją przyjaciółka, nie mogłam nie odebrać.
- Co tam Rox ? – udałam pełną życia i zadowoloną.
- Och Daphne, dobrze, że nie śpisz. Chciałam Cię strasznie przeprosić. – jej głos brzmiał wyjątkowo szczerze i serio.
- Za ? – chciałam żeby to powiedziała.
- Oh Daph ! Wiesz za co. Za to, ze obraziłam ciebie i tego jak mu tam …
- Justina ! – podpowiedziałam jej – Przeprosiny przyjęte.

- To świetnie. Widzimy się jutro na uczelni. – Roxy rozłączyła się, a ja w końcu się uspokoiłam.