Tak, dokładnie tego dnia miną rok odkąd spotykam się z Liamem. Wstałam pełna życie i od razu po śniadaniu byłam z nim umówiona. Dzień była na tyle piękny, że poszłam pieszo do miasta. Na rogu była kawiarnia, w której to się poznaliśmy, tam właśnie mieliśmy spotkać i spędzić ten dzień pomyślnie. Nie chcąc poganiać Liama zwyczajnie zajęłam miejsce przy stoliku po czym zamówiłam sobie kawę. Siedziałam całkiem sama, gdy ludzie wchodzili i wychodzili dosłownie co chwilę. W spokoju zdążyłam wypić całą kawę, a chłopaka nadal nie było. Albo mi się wydawało, albo wskazówki zegara pędziły jak szalone. Po naprawdę długim czasie oczekiwania, postanowiłam do niego zadzwonić. Jednak to okazała się mało skuteczne, jego telefon nie odpowiadał. Byłam już zdenerwowana i zestresowana. Daje mu jeszcze 5 minut – pomyślałam. Po chwili dostałam sms’a od Liama, którego nigdy w życiu bym się nie spodziewała :
„To był cudowny rok, ale niestety stracony. To koniec !”
Zdawało mi się, że jest nam ze sobą dobrze, że jak to się mówi, jesteśmy dla siebie stworzeni... Ale najwyraźniej chyba tylko mi się wydawało. Ręce zaczęły mi się trząść. Nie chcąc robić scen w miejscy publicznym wyszłam gdyby nigdy nic. Stanęłam jak wryta i rozpłakała się. Włożyłam twarz w dłonie, żeby nikt nie mógł dostrzec moich łez. Szłam przed siebie, nadal nie wiem dokąd i dlaczego, po prostu maszerowałam gdzie mnie nogi niosły. Chyba nie dotarło jeszcze wtedy do mnie to co się stało, jednak w pewnym momencie wróciłam do żywych i ponownie przeczytałam sms’a. Miałam nadzieję, że to żart, próbowałam się z nim połączyć. Niestety na marne. Wtedy coś we mnie pękło, strumienie łez zaczęły płynąć mi po policzkach i nie byłam w stanie tego powstrzymać.
- Moje życie straciło sens ! – powtarzałam sobie.
Zamknęła szczelnie oczy modląc się gorąco, by to był jednie zły sen, ale takie rzeczy się nie śnią – to był świat realny. Zaczęłam biec, biegłam przed siebie nie ważne gdzie. Chciałam być jak najdalej stąd. Wybiegając zza rogu teatru wpadłam na także biegnącego mężczyznę. Oboje upadliśmy tyłem na ziemię. On podniósł się szybko i otrzepał, ja siedziałam na ziemi wpatrując się w niego załzawionymi oczami. Mężczyzna spojrzał na mnie :
- Przykro mi, tylko nie płacz, proszę. – uśmiechnął się delikatnie podając mi rękę i pomagając wstać.
- To nie pańska wina. – otarłam łzy.
Obejrzał mnie dokładnie sprawdzając czy jestem „cała”.
- Może mogę jakoś pomóc ? – zapytał skruszonym głosem – Tu za rogiem jest kawiarnia, ma pani ochotę na kawę ?
Prawdę mówiąc to byłaby moja trzecia kawa i wcale nie miałam ochoty nigdzie iść, ale widząc tak miło uśmiechającego się człowieka nie byłam w stanie odmówić.
Mężczyzna wydałam mi się w porządku. Siedzieliśmy w kawiarni i rozmawialiśmy jakbyśmy znali się już od naprawdę dawna. To było bardzo przyjemne uczucie.
Przełknęłam łyka gorącej kawy i odstawiłam filiżankę na spodeczek podnosząc głowę i spoglądając na nieznajomego :
- Rozmawiamy jak znajomi, a nawet jeszcze nie jesteśmy na Ty. – uśmiechnęła się. – Nazywam się Daphne Jonson.
- Jestem Justin Bieber. Mówmy sobie po imieniu. – odwzajemnił uśmiech.
- Z przyjemnością. – zaczerpnęłam kolejny łyk kawy.
Miło było tak rozmawiać z Justinem, ale nie mogłam zapomnieć o tym, że nie całą godzinę wcześniej zerwałam z chłopakiem, przyszłym narzeczonym, mężem, mieliśmy spędzić ze sobą resztę życia. Gdy tylko o tym pomyślałam, nie mogłam powstrzymać łez, to było zbyt silne. Justin patrzył na to z małym przymrużeniem oka, widać było, że nie chce pytać o powód łez, chciał po prostu im zapowiedz. Podał mi chusteczkę i zaproponował wspólny wypad na kręgle. Byłam w stanie zrobić wszystko tylko by zapomnieć o Liamie.
Świetnie się czułam w jego towarzystwie. Muszę przyznać, że chyba pierwszy raz w życiu ktoś ograł mnie w kręgle, gdzie byłam nie do pokonania, a przynajmniej tak mi się zdawało. To było dodatkowe przeżycie.
- Musisz jeszcze trochę poćwiczyć ! – zachichotał Justin.
- Robiąc tylko to w czym jesteśmy dobrzy, nie uczymy się niczego nowego. – uśmiechnęła się.
- Praktyka czyni mistrza. – skomentował.
Po skończonej grze zauważyłam, że poświęciłam Justinowi ponad połowę dnia. Jednak nie żałowałam, gdyby nie on pewnie leżałabym we wannie i rozpaczała żałośnie.
- Może podrzucę Cię do domu ? – to było bardzo miłe z jego strony, ale już dość go wykorzystałam jak na jeden dzień – No proszę ! – namawiał dalej.
Zachichotałam i potrząsnęła głową zgadzając się. Nie daleko kręgielni zaparkowany był jego czarne porsche, otworzył mi drzwi i zaprosił do środka.
- Więc dokąd księżniczko ? – zapytał bardzo uroczo.
- Madison Squer jeśli można. – uśmiechnęła się.
Przez całą drogę żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Przyglądała się Justinowi bardzo skupionemu na drodze.
Wysadził mnie pod samą bramą.
- Wielkie dzięki ! – powiedziałam zanim wysiadłam z samochodu.
- Żaden problem. – Justin przeczesał swoje szatynowe włosy patrząc w lusterko.
- Naprawdę dziękuję, dzięki Tobie w końcu się dziś uśmiecham – spojrzałam na niego przechylając głowę lekko w lewo.
Justin oderwał wzrok od swojego odbicia i spojrzał na mnie ze zdziwioną - Zawsze do usług. – uśmiechnął się od ucha do ucha.
Zamknęła za sobą drzwi i uśmiechnęła się sama do siebie. Jeszcze rano byłam przekonana, że to będzie cudowny dzień, co prawda nie myliłam się, ale jednak spodziewałam się czegoś innego. No cóż, życie płata figle.
ciekawie się zaczyna :)
OdpowiedzUsuń